Duża część maili, która przychodzi do mnie w sprawie bloga, zaczyna się mniej więcej tak: „(…) Poznałam Greka(…). I co ja mam teraz robić?”.
Jak się zapewne domyślacie, piszące to dziewczyny będąc w kropce, jednocześnie są w rozsypce. Iść za głosem serca czy rozumu? Co powiedzą rodzice? Zostawić pracę / szkołę / przyjaciół? Rozpocząć zupełnie nowe życie? I tak dalej i tak dalej. Maile te są bardzo do siebie podobne, pod względem treści jak i zawartych w nich emocji. I tu wniosek pierwszy. Dziewczyny… dobra wiadomość – nie jesteście w tym wszystkim same! Podejrzewam, że są Was setki jak nie tysiące! Ja również przechodziłam dokładnie to samo. Żyję i mam się nadzwyczaj dobrze!
Na takie maile bardzo trudno jest mi odpowiedzieć. Nie dla tego, że nie mam na to czasu, czy też mi się nie chce (czas mam, a chęci jeszcze więcej ;). Jest to po prostu niemożliwe, żeby w jednym krótkim mailu wyjaśnić dokładnie wszystko. Z tego powodu postanowiłam rozpocząć na „Sałatce” nowy cykl, z myślą o wszystkich dziewczynach, które znajdują się, znajdowały, albo być może kiedyś znajdą, w podobnej sytuacji. Wybaczcie mi, że na te zalegające maile już nie odpowiem. Tutaj znajdziecie wyczerpującą odpowiedź. Czekam również na Wasze komentarze. Dzielcie się swoimi doświadczeniami, przeżyciami, spostrzeżeniami. Jestem przekonana, że nie tylko dla mnie będą one często bezcenne.
PORADNIK EMIGRANTKI cz.1: Poznałam Greka… I co ja mam teraz robić?
Umówmy się, że „Grek”, funkcjonuje tu umownie. Równie dobrze może być to Chińczyk, Amerykanin, Francuz, Włoch czy też Hiszpan. To raczej nie ma większego znaczenia, za to cała sytuacja jest bardzo uniwersalna. Poznajecie faceta z innego kraju, zupełnie innej kultury. Zakochujecie się i nie wiecie… co robić z tym dalej?
Jak te początki wyglądały u mnie?
Janiego poznałam osiem lat temu, kiedy wyjechałam na wyspę Lesbos, na roczne stypendium Sokratesa. Do Grecji leciałam pierwszy raz i nie miałam o tym kraju bladego pojęcia. Dosłownie – bladego! Wiedziałam, że stolicą są Ateny i zdaje się mają tam jakiś inny alfabet. Rozmowę klasyfikującą mnie do programu, mam dokładnie przed oczami.
-Ma pani do wyboru trzy kraje. Holandia, Węgry. I o… właśnie otworzyli nowy kierunek – Grecja. Co pani wybiera?
Na zastanowienie miałam jakieś 5 sekund. Burza w mózgu jakby odwirowywało mi się w nim pranie. Gra krótkich skojarzeń. Holandia = tulipany. Węgry = tam chyba jest duży odsetek osób z depresją. Grecja = nie mam pojęcia, ale Grecy to zdaje się muszą być całkiem przystojni!
-To… yyy… Grecja! – i tak właśnie w tym jednym momencie, zdecydowałam o solidnej części mojego przyszłego życia. W sumie, skojarzenie miałam całkiem trafne;)))
O tym, że jadę na Lesbos, dowiedziałam się po jakimś miesiącu, bo w papierach cały czas było błędnie napisane, że chodzi o Ateny. Ateny, wyspa Lesbos – kto by się bawił takimi szczegółami? Nawet do końca nie wiedziałam, jaki kierunek będę tam studiować… Na pytanie moich przerażonych rodziców, jak zamierzam się tam dostać, bo wyspa Lesbos jest właściwie przy samej Turcji, odpowiedziałam, że najpierw wsiądę do samolotu, a później znajdę sobie jakąś łajbę. Moja mama natychmiast pobladła. Do dziś pamiętam, jak mówiąc to przeskakiwałam palcem po mapie Europy. Na mapie wszystko wydaje się takie małe i proste. Ale w sumie – jak powiedziałam – tak mniej więcej zrobiłam. I dopiero w dziesiątej godzinie rejsu ową łajbą, zaczęłam się zastanawiać czy to była dobra decyzja. Kiedy dobiłam do brzegu wyspy Lesbos, na zastanawianie się było już stanowczo za późno i naturalnie na drugi dzień już chciałam wracać. Nigdy w życiu nie zapomnę, jak pierwszy raz rozgrzany po całym lecie, wrześniowy, grecki wiatr uderzył w moją twarz. Kiedy czułam to powietrze w płucach, wiedziałam że jestem w zupełnie innym świecie.
Wybranie się na stypendium Sokratesa, to jedna z najlepszych rzeczy jaką można zrobić na studiach. To było kilka absolutnie najfajniejszych miesięcy w moim życiu. Wtedy też poznałam Janiego.
Po roku w Grecji wróciłam do Polski i przez myśl mi nie przychodziło, że kiedykolwiek mogłabym zamieszkać w Elladzie. Kończyłam studia. Myślałam co dalej. Przez jakieś trzy lata nasz związek funkcjonował na odległość, kursując między Polską, a Grecją. Znalazłam wtedy pracę jako kelnerka, a Jani w myjni samochodów i dokładnie wszystkie zarobione tak pieniądze przeznaczaliśmy na bilety lotnicze.
Co było potem? Przez cały czas nie wyobrażałam sobie zupełnie, że kiedykolwiek mogę mieszkać w Grecji. Nie! Nie! I raz jeszcze nie! Tak rozpoczynała się i kończyła każda rozmowa pt. „gdzie będziemy mieszkać?”. Jani kończył swoje studia, a wieki na odległość funkcjonować się przecież nie da. Po moich naciskach, to najpierw on przyjechał do Polski, gdzie mieszkaliśmy razem półtora roku. Choć tak pewnie musiało być, to teraz wiem, że była to najczystsza głupota. Pewnie zastanawiacie się dlaczego?
Dlatego, że w takiej sytuacji bardzo szybko następuje odwrócenie ról w dwuosobowym zespole: mężczyzna – kobieta. Facet już nie zabierze samochodu do mechanika i nie wykłóci się z nim, kiedy ten zacznie oszukiwać, bo przecież nie zna języka… Sam nie załatwi prawie żadnej urzędowej sprawy… Raczej mało prawdopodobne, że znajdzie w Polsce fajną pracę. Równie mało prawdopodobne, że ot tak pozna kolegę z którym raz na jakiś czas wyskoczą na piwo. Ujmując dosadnie, taki facet jest jak „wykastrowany”. Myślę, że kobiety mają dużo większą łatwość w aklimatyzowaniu się w nowym środowisku i kraju. Poza tym, smutna prawda, ale my Polacy jeszcze wciąż nie odrobiliśmy pracy domowej z tematu tolerancji.
Zapewne są przypadki, kiedy to się udaje, jestem o tym przekonana. Ale z doświadczenia wiem, że przeprowadzanie się obcokrajowca do Polski, w większości przypadków jest naprawdę bardzo trudne. I znacznie lepiej za granicą radzimy sobie my – Polki.
Taka myśl, że być może w tę stronę będzie nam lepiej, prościej, zaczęła świtać mi mniej więcej po roku. Zajęło mi ponad rok, żeby do takiej decyzji dojrzeć.
Co więc robić kiedy poznacie Greka, Niemca, Australijczyka? I wiecie, że chcecie z nim być. Moim zdaniem… Nic! Decyzja, o tym co robić dalej, przydrepcze sobie sama. Bo tak naprawdę w kwestiach sercowych, zupełnie nic nie da się, ani przewidzieć, ani tym bardziej zaplanować. Trzeba dać sobie czas i po prostu trochę poczekać. Rok. Być może nawet dwa, czy też i więcej…
U mnie przyszło to samo pewnego ranka. Obudziłam się i po prostu wiedziałam, że w mojej głowie nastąpił przełom. Że coś najpierw we mnie urosło, a później odpowiednio dojrzało. I że jestem gotowa na to, by wyjść ze strefy komfortu mojej wygodnej codzienności i ponieść pewne ryzyko. Choć niesamowicie się bałam, wiedziałam że jestem gotowa.
Wierzę, że w takich kluczowych momentach życia, pojawiają się pewne znaki. Takie zwykłe, łatwe do przeoczenia, zupełnie niepozorne. Dialog usłyszany gdzieś w tramwaju. Przedmiot, który znajdzie się na ulicy. Artykuł, który sam wpadnie Wam do ręki. Książka, która przypadkowo otworzy się na konkretnej stronie. W moim przypadku, był to ten krótki urywek z gazety. Wisi przy naszym lustrze w łazience i przypominam go sobie zawsze kiedy myję zęby…
Witam 🙂 Świetny blog. Zauważyłam błąd w czwartym akapicie Francus =Francuz.
Pozdrawiam 🙂
Już poprawione:))
a ja poszukuje mezczyzny ktory zaakceptuje fakt ze rosna mi trzecie zeby:)jak tu sie usmiechac czy cokolwiek mowic?:(pzdr
A może zamieści Pani zdjęcia ze swojej miejscowości? Jaka teraz jest pogoda? Ja mam za oknem śnieg…
Akurat wczoraj na naszym FB były takie zdjęcia – zapraszam więc na sałatkowego FB:))
Jakbym czytala o sobie, zamieniajac tylko Greka na Rosjanina 🙂
A akapit ” Dlatego…tolerancji” jest dokladnym opisem naszej dycyzji o przeprowadzce na wschod…
Więc historia dość uniwersalna…
Już po porannych obietnicach? ma być dobry dzień http://www.almoc.pl/img.php?id=2502
Dziś, przy tak wielu komunikatorach jest znacznie łatwiej, większy problem był w czasach gdy na połączenie telefoniczne czekało się godzinami, a nawet dwa dni. Pozdrawiam tych, którzy poszli za głosem serca!
Ileż kart telefonicznych przegadałam z moim mężem! Jeszcze nie miały nawet chipów… A jeździłam do niego autokarem, samoloty nie były wtedy tak dostępne.
4 lata związku na odległość, potem wyjechałam do niego z Polski. Jesteśmy razem od 18 lat, 11 lat po ślubie, mamy 3 dzieci.
Jak mówią Włosi: jeżeli to róże, to zakwitną! 😉
Świetnie powiedzenie!:DD
Hmmm, ja też nie lubię iść łatwą drogą, wybrałam sobie Koreańczyka, i trwamy w tym od 7 lat 🙂 Pozdrawiam!
:DDD
mam identyczny problem… wybór prostego, spokojonego życia w Polsce z kimś albo wielką miłość, która czeka we Francji… i ciągle się miotam :(((
Takie “miotanie” to też potrzebny stan. Na szczęście – nie trwa wiecznie:)))
A ja sobie świetnie radzę! Polecam wszystkim, którzy nie chcą być pracoholikami. Pracuję w domu 4-5 godz dziennie, mam czas dla rodziny i swoje zainteresowania. Zarabiam świetne pieniążki a nie przepracowuję się. I o to chodzi prawda?
Polecam
pracazdomu.com/gberes
Niestety, zgadzam się, że z tolerancją u Polaków jeszcze nie jest najlepiej – jestem z Włochem i czasem słyszę pytania w stylu “a co, już żaden Polak nie był dobry dla ciebie?” Moja skromna rada – trzeba słuchać serca, ale też zachować odrobinę rozsądku. Pozdrawiam!
Bzdura!! Znam cala mase hiszpanow, ktorzy przeprowadzili sie do Krakowa z milosci , mieszkaja tam od dawna i calkiem niezle sobie radza. Jeden znajomy przylecial do Polski na wakacje (bez znajomosci jezyka), poznal polke i tak juz zostal. Po 2 latach polka wyjechala do Anglii i olala chlopaka ale nie przeszkodzilo mu to w kupnie mieszkanai w KRK. Siedzi w Polsce juz od 10 lat, uczy hiszpanskiego na uniwersytecie i w szkolach prywatnych, calkiem niezle mowi po polsku no i szuka dziewczyny. Podobna historie maja jego znajomi hiszpanie z KRK- wiekszosc ma sie swietnie, pracuje, zalatwia swoje sprawy itd.
Mi sie akurat przydazylo na odwort- od kilku lat mieszkam w Hiszpanii z chlopakiem hiszpanem (on informatyk, ja po medycynie) i juz planujemyprzeprowadzke do KRK bo poprostu ja tu nie wytrzymuje (wpadlam w powazna depresje z powodu roznic kulturowych itd) a on w Polsce swietnie sobie radzi pomimo nieznajomosci jezyka- nauczy sie jak pomieszkamy w Polsce.
P.S. wybacznie ortografie- hiszpanska klawiatura..
Z Hiszpaniami jest nieco inna sytuacja. Z tego co wiem, cość łatwo jest im znaleźć pracę w Polsce jako nauczyciele języka. Ale jak jest z pracą w swoim zawodzie? Mam nadzieję, że Wam się uda! Kraków to takie magiczne miejsce… Będę bardzo mocno trzymać kciuki i daj znać jak będziesz miała ochotę:)) Pozdrawiam!!
po 10 latach zwiazku z grekiem i zycia w grecji wiem ze to byl moj najwiekszy blad. mimo ze maż jest dobrym i kochajacym czlowiekiem tesknota za rodzina i nostalgia za ojczyzna powoli zabijaja mnie dzien po dniu. mysle ze z kazdym innym krajem jest tak samo
Ale myślisz, że powrót do kraju byłby takim lekarstwem na problemy w Grecji?
A ja myślę ,że na nic nie ma reguły bo najpierw jest się człowiekiem a później ma się narodowość, kulturę .Trudności no coż jakby nie myślał ,że to Grek czy Chińczyk to z polskimi mężami też różnie bywa …
Tak, zgadzam się z tym, że najpierw jest się jednostką i że na nic nie ma reguły. Ale takie różnice kulturowe też mają ogromny wpływ na życie.
Masz nadwagę? Nie możesz schudnąć? zaczniesz głodówkę ? Brak Ci motywacji?
Ten problem mają wszyscy! Ale już nie ja. Pozbyłam się nadwagi raz na zawsze-12kg w 4 miesiący.
Bez głodowania, bez cellulitu i energią na cały dzień. Jak ? Wejdź i się dowiedz (idealnafigura.com/gberes).
Zadbaj o swoje zdrowie już dziś.
Ja mam powazniejszy problem. Mamy malutkie dziecko. Niestety nie uklada nam sie. Co robic, wracac z dzieckiem do kraju?
Jak odpowiedzieć na takie pytanie w komentarzu…???
Witaj, trafiłam na Twój wpis całkiem przypadkiem wpisując w Google ‘ ślub z grekiem w Polsce’ 🙂 Mimo, że wpis jest z 2014 roku czuję jakby ktoś opisał moje aktualne odczucia. Jestem z Grekiem od 3 lat, znamy się 5. Nie wyobrażam sobie życia bez niego jak również bez Polski. 2 lata tułamy się Polska – Grecja. Wiadomo, w Grecji jak jest sezon jest dużo łatwiej znaleźć pracę niż jak w zimie. Tak więc 2 lata temu postanowiłam, że mam dość i chce mieszkać w Polsce. Tak jak piszesz role się odwracają, brak tolerancji i brak języka. To wszystko się tak skumulowało, że jak zawsze zapierałam się rękami i nogami, że w Grecji mieszkać nie będę tak chyba właśnie do mnie dotarło, że tam będzie nam lepiej. Pod koniec lutego wracamy na Zakynthos. Bardzo mnie Twój wpis podniósł na duchu, że nie jestem jedyną Polką w takiej sytuacji.
Trzymam mooooocno za Was kciuki!!!:DDD
Dziewczyny jak suzkacie alternatywnych metod to zainteresujcie się magią. Od siebie polecam rytuał na depresję Samaela. Dał mi dużo siły i odnowił chęci do życia.