Obojętnie czy jest poniedziałek, czwartek, czy też niedziela; nie zważając czy idzie do pracy, czy też cały dzień spędzi w domu, zawsze… punktualnie o 6.30, zsynchronizowane z zegarkiem stopy lądują w domowych papciach. Te nigdy nie mają prawa być znoszone. Zawsze na lekkim obcasie, stukającym o podłogę. Koniecznie z małym różowym pomponikiem, albo wesoło dyndającą kokardką. Następnie, jakieś 45 minut spędza w swoim kolorowo – brokatowym królestwie, które tylko w języku potocznym zwane jest łazienką. Obojętnie na to, czy na herbatę przychodzi królowa Elżbieta, czy też kobieta pomagająca w sprzątaniu, oczy Cytryny muszą być pomalowane. Róż. Fiolet. Zieleń. Złoto. Beż. Cytryna mniej więcej co dwa miesiące diametralnie zmienia również uczesanie. Te jednak zawsze wygląda co najmniej spektakularnie. Ale włosy same się przecież nie układają! Po spotkaniu z suszarką, lokówką czy też prostownicą, Cytryna przechodzi do doboru stroju. Wszystko doskonale dopasowane w jednym kolorystycznym tonie, do którego zawsze pasują biżuteryjne akcenty. Tych ostatnich koniecznie musi być sporo.
Tak gotowa, zasiada do szybkiego śniadania. Zazwyczaj jest wtedy 7.15, a cały dom smacznie jeszcze śpi. Tylko od czasu do czasu mąż Cytryny zrywa się już o 4.00 i biegnie na ryby, albo zabiera swoje psy na polowanie. Ogórek natomiast nigdy nie otwiera oka przed południem. Tak więc w błogim spokoju Cytryna popija kawę, zagryzając ją ciastkiem. Wszędzie panuje nieskażona żadnym dźwiękiem cisza. Już kilka minut przed ósmą Cytryna jest gotowa do akcji. Wtedy zaczyna codzienne sprzątanie, które trwa od godzinki do dwóch. Po tym codziennym rytuale prawie każdego dnia udaje się do swojego sklepu.
Sklep otwarty jest od 10. Na szczęście do południa nie ma wielu klientów. Tak więc ze spokojem Cytryna siada za ladą. Na blacie świeży plotkarski magazyn. Telewizor nastawiony na kanał Alfa, gdzie leci ukochany przez wszystkie Greczynki poranny program – „Śniadanie z Eleni”.
Cytryna niby czyta, niby ogląda, często też maluje sobie w tym czasie paznokcie. Są to jednak tylko pozory. W rzeczywistości przez cały czas konszachtuje, co widać dobrze, jeśli przyjrzeć się jej nieustannie skoncentrowanej na czymś twarzy.
***
Zadzwonił dzwoneczek zawieszony przy wejściowych drzwiach. Cytryna spokojnie odłożyła gazetę. Wstała z miejsca i zaczęła udawać, że krząta się za ladą, ukradkiem obserwując nową klientkę. Była nią pani w wieku bardzo dojrzałym. Obeszła sklep szurając po podłodze kapciami. Na sobie miała poliestrową podomkę, z drobnymi kwiatkami w kolorze smutnego granatu. Mocno skręcone, pofarbowane na kruczo czarno włosy. W dłoni trzymała mały, popękany starością portfelik. Kobieta obeszła cały sklep, po czym położyła na ladę mąkę, cukier, aromat waniliowy oraz sodę.
-O! Ciasto dziś będzie! – krzyknęła z radością Cytryna. – A kto przyjeżdża?
-Synuś z synową, plus wnusia w zestawie! – powiedziała starsza pani, a jej oczy aż rozbłysły.
-To się na pewno za mamą stęsknili! – dodała Cytryna. – Wszędzie dobrze, ale nie ma to jak u mamy! Ja to mojemu Ogóreczkowi cały czas powtarzam, ale… wie pani… on jest w takim wieku, że mi jeszcze nie wierzy! A pani syn – to z daleka?
-Jadą aż z Aten! Syn ma pracę, synowa też, więc rzadko przyjeżdżają. Ale teraz wnuczka ma wakacje, to się trochę w morzu popluska. Wie pani, jak to z dzieckiem… Co ta mała ma latem w mieście robić?
-A ile ma lat?
-Kto? Viki?
-Tak… Tak!
-Całe 5! I już zna wszystkie literki! Za rok idzie do pierwszej klasy. Namawiam synową na drugie, ale wie pani… Teraz kryzys, mówią że będzie im ciężko.
-Tak, ten kryzys… kryzys… – Cytryna wtrąciła najpopularniejsze obecnie wśród Greków zdanie, poczym dodała:
-Kryzys kryzysem, ale wie pani… Na dziecko nigdy nie ma idealnego czasu! A wychowywać się bez rodzeństwa… No, ja nie wiem… Ja bym raczej nie chciała… A wie pani…
Cytryna ze starszą panią nagle na chwilę ucichły. Emisję programu „Śniadanie z Eleni” przerwała głośna reklama. Obie wpatrzyły się na nią na kilka dobrych sekund.
„Nowość!!! Żel pod prysznic razem z balsamem. Dbanie o siebie, jeszcze nigdy nie było aż tak przyjemne. Kup już teraz nowy żel pod prysznic z domieszką balsamu od Nivea!”.
-O! To musi być fajne! – powiedziała pod nosem Cytryna.
-Ehhh… Ja tam w ogóle nie mam czasu na takie fanaberie. Cały czas w kuchni i przy odkurzaczu. Boże… Ile można. I tak całe życie – Nikos w kafenio, a ja przy garach. Nie ma już nawet dla kogo się stroić! – powiedziała starsza pani.
-Co też pani wygaduje! Nie ma dla kogo?! A syn… Synowa… Viki przyjeżdża. A tak poza tym, to można też przede wszystkim dla siebie! Niech pani spojrzy na naszą Eleni!
Skończyły się reklamy i na ekranie znów pojawiła się Eleni – najsłynniejsza grecka gwiazda porannych programów.
-No, wie pani… Eleni to, to przecież Eleni! Gdzież bym śmiała się porównywać…
Starsza pani spojrzała ukradkiem na Cytrynę. Przeleciała po niej wzrokiem od dołu do góry i raz jeszcze w dół. Cytryna tymczasem zahipnotyzowała się zielonym lakierem do paznokci na dłoniach Eleni. I już wiedziała, że jutro też taki będzie mieć. Myślała o tym, że ma wolny wieczór. Spędzi go więc na dokładnym manicure, żeby przygotować paznokcie pod nowy, zielony nabytek.
-A ten żel pod prysznic z balsamem… Ma pani taki może…? – spytała po chwili starsza pani.
-Jeszcze nie mam… Ale jutro będę go mieć! Też koniecznie wypróbuje. Chyba będzie fajny.
-No to może…
-Lakier do paznokci? – Cytryna dokończyła za starszą panią. – Myślę, że na pani lekko opalonych dłoniach doskonale wyglądać będzie marchewkowo – czerwony. I ja oczywiście taki mam!
-Myślałam, że może kupić coś dla wnuczki…
-A nich już pani da z tą wnuczką spokój! Dzisiejsze dzieciaki, one wszystko mają! Dziesiąty piórnik z Hello Kitty? Najpewniej nawet nie zwróci uwagi. Zapraszam panią do mojego kosmetycznego kącika. Wczoraj przyszły piękne złote cienie do powiek. W ciepłym złocie, każdemu jest do twarzy.
W telewizorze wciąż leciało „Śniadanie z Eleni”. Cytryna zamknęła od wewnątrz sklep, żeby nie podebrano niczego z kasy i wraz z nową klientką udała się do tajnego kącika z kosmetykami. Starsza pani wzięła marchewkowo – czerwony lakier, złoty cień i jeszcze mini perfumy. Nie zapomniała również o bezacetonowym zmywaczu, bo przecież nie ma niczego gorszego na tym świecie, jak poobdzierane paznokcie. To największy grzech kobiety – jak zawsze mawia Cytryna.
Nowa klientka wróciła już następnego dnia. Jej paznokcie były marchewkowo – czerwone, a powieki dyskretnie pokrywało ciepłe złoto. Żel pod prysznic z mieszanką balsamu od Nivei, też już oczywiście był.
-A to może te żele wezmę dwa. Jeden będzie dla synowej! Niech wie, że teściowa jest na czasie! – powiedziała, otwierając pięknie czerwonymi paznokciami, popękany starością portfelik.