Właśnie pakuje walizkę. Zapuszczone lekko korzonki, znów trzeba będzie przesadzić. Najważniejsze jednak, że jest gdzie wracać. Pomieszkiwać mogę wszędzie, ale Cytrynowy Dom jest tylko jeden! Przez najbliższe cztery, letnie, gorące miesiące zakorzeniam się na Zakinthos. Tam czeka na mnie wyczekiwana praca.
Do miejscowości, w której obecnie mieszkamy, nadal nie pałam sympatią. Fakt, że to właśnie tutaj znajduje się mój adres, musiałam po prostu zaakceptować. Korzonki małe, cienkie, ale zawsze… wrosły chyba trochę mimowolnie. Jak się o tym przekonałam?…
Pewnego słonecznego dnia, Jani wybrał się do sąsiedniego miasteczka, kupić chleb w naszej ulubionej piekarni. Wsiadł do samochodu i ruszył powoli. Dochodziło południe. Nagle, z małej, bocznej uliczki wyjechał facet na motorze. Zaczął jechać za Janim. Wyprzedził go i kiedy był już przed nim, zaczął naciskać na klakson. Z całej siły machał ręką, żeby Jani zjechał na pobocze. Co na Boga się stało??!! Jani zatrzymał się i otworzył okno. Z motoru cały zziajany, zsiadł młody chłopak. Był to nasz listonosz.
-Co się stało? – spytał Jani.
-Przyszła paczka z Polski dla Doroty! Trzymaj! – powiedział i sekundę później już go nie było.
Dodam, że z naszym listonoszem nigdy nie zamieniłam pełnego zdania. Zawsze tylko mówimy sobie dzień dobry.
Mój proces zapuszczania korzeni następuje chyba trochę bezwiednie. Tymczasem pora ruszyć w drogę!
Wszystkim, którzy właśnie jadą na swoje urlopy, życzę miłych wakacji! Tymczasem ja… zabieram się do pracy! ;))))