Za każdym razem, kiedy Ogórek ma wolne, albo właśnie zamyka sklep, udajemy się do kawiarenki „Friends”. Zazwyczaj wieczorami lokal wypełniony jest po brzegi. Przy każdym ze stolików grupy młodzieży grają w planszowe gry. Grecy uwielbiają tak właśnie spędzać swój wolny czas.
Kiedy udajemy się do „Friends”, prócz Ogórka są również jego przyjaciele. Tych ostatnich jest około dziesięciu. Wszyscy zamawiamy po kawie, a później wybieramy odpowiednią grę. Jest bardzo aktywnie i jeszcze bardziej wesoło. Zazwyczaj wygrana to kwestia honoru, a ponieważ ten dla Greków jest niezwykle ważny, walka potrafi być brutalna. Wygrywa pionek, który pierwszy dojdzie do mety. Zanim ten jednak dojdzie trzeba wykazywać się szczęściem w rzucaniu kostką i odpowiedzieć na najróżniejsze pytania. Pamiętam, że kiedy zagraliśmy po raz pierwszy, pomyślałam „z tego nic nie będzie…”, bo co drugi z przyjaciół Ogórka, miał twarz, z którą mógłby grać w mrocznym kryminale.
-Najwyższy szczyt Europy?
-Mont Blanc!
-Data bitwy pod Termopilami?
-480 p.n.e.!
-Ile zębów ma dorosła klacz?
-36!
Nie zdążyłam jeszcze skończyć swojej frappe, a już przegrałam. W pierwszej, drugiej i trzeciej rundzie.
Zgadza się – ludzi nie można oceniać po wyglądzie!
Przyjaciele Ogórka są w wieku około 30 lat. Ilu z nich obecnie pracuje? Dwóch! Jeden jest akwizytorem, a drugi kelnerem. Ilu z nich teoretycznie szuka pracy? Każdy! A kto w ostatnim tygodniu wysłał choć jedno CV? Niestety… Nikt… Tak wygodnie jest przecież u mamusi… A kryzys to całkiem niezłe wytłumaczenie, żeby jeszcze rok poleniuchować w wysprzątanym domu. Co więc chłopaki robią całymi dniami? Nie mam pojęcia… Jednak zawsze mają wiele czasu, żeby grać w planszowe gry.
Trochę to smutne, ale zdaje się, że poza mną nikt się za bardzo nie przejmuje. Życie każdego dnia toczy się swoim rozleniwionym rytmem.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz spotkałam Petrosa, spytałam go czym się zajmuje:
-Jestem kaskaderem!
-Naprawdę! To musi być bardzo ciekawe! – padła moja odpowiedź, a tuż po niej wszyscy leżeli pod stołem ze śmiechu.
-Dobra… Muszę uciekać! Strasznie się śpieszę! – powiedział później ten sam Petros.
-Gdzie tak pędzisz? – spytałam.
Petros zatrzymał się w biegu i wbił na chwilę wzrok w sufit:
-Muszę wysłać taki super ważny faks!
Reakcja chłopaków – taka sama jak wyżej.
Rzecz jasna, żadnego faksu Petros nie wysyłał. Ale za pięć minut wybić miała 14.00, co oznacza godzinę zero, czyli czas na obiad.
Kryzys pewnie jest, ale przede wszystkim w telewizji. Za to każdego dnia punkt o 14.00 gorący obiad, czeka na stole. Ten zaś zawsze przykryty jest uprasowanym w kant obrusem, w biało – granatową kratę.
Przeczytaj więcej…
Zapraszam do odwiedzenia mojego bloga. Mam nadzieje że wam się spodoba, jeśli tak to go polecaj.
http://komputeroweporady.blogspot.com/