Czego nie lubię w Grecji?… środa, 9 grudnia 2015

Ughhh...

W Grecji podobało mi się zawsze, od samego początku. Pamiętam jednak, że chwilę po tym jak przyjechaliśmy tu mieszkać na stałe, od czasu do czasu napotykałam osoby, które zdaje się chciały mnie do Grecji zniechęcić. „Zobaczysz, zobaczysz… Pomieszkasz tu trochę… Przejrzysz na oczy, a jak poznasz tutejsze realia, przestanie ci się już tak podobać”. Negatywne emocje były tu wyczuwalne na kilometr. I sama czasem się zastanawiałam, jak to będzie – czy rzeczywiście, po kilku latach zmieni się moje postrzeganie Grecji?

Jak patrzę na Elladę po ponad czterech latach mieszkania tu na stałe? Na szczęście w moim przypadku owe czarnowidztwo się nie sprawdziło. A kiedy zapuściłam już korzenie podoba mi się jeszcze bardziej! Wydaje mi się, że pomogło w tym moje nastawienie. Już na samym początku mieszkania w Grecji nastawiłam się, że z czasem będą wyłaniać się jakieś minusy. W mojej codzienności przeznaczyłam im jednak pewien margines akceptacji.

Dziś post o kilku rzeczach, które w Grecji mi się nie podobają. Akceptuje je, ale wciąż ich nie lubię. Po co o nich piszę? Z dwóch powodów.  Po pierwsze, żeby pokazać, że mimo pisania o pozytywnych stronach tego kraju, ja naprawdę widzę  również negatywy. Po drugie… Wiele osób, które przylatują do Grecji na wakacje, ma wrażenie że tu żyje się jak w raju, a wiecznie uśmiechnięci Grecy, nie mają ani żadnych wad, ani problemów. Idealnie nigdzie nie jest…

1. Brak  otwartości na świat…  To zdecydowanie cecha, której nie lubię najbardziej. Grecy są absolutnymi wielbicielami swojego kraju. Miłość do swojej ojczyzny jest oczywiście czymś dobrym, ale Grecy często tracą przez to ciekawość innych kultur, przez co ich nie znają. Wszelakiego typu zachowania, które są odmienne od typowo greckich, często uznawane są za „dziwactwa”. To jest taki brak tolerancji w lekkim, codziennym wydaniu. To co dla mnie jest zupełnie naturalne, potrafi wprawić Greków w prawdziwą konsternację. Takich kilka przykładów: na śniadanie jem jaja na bekonie; obiad mamy czasem nawet i o 17.00; lubię wychodzić sama do kawiarenek i tam pracować; po ślubie nie zdecydowałam się szybko na ciążę; owoce jem nie po, a przed obiadem; latem  zostawiam męża oraz dom i wyjeżdżam pracować. Na drugim miejscu natomiast jest…

2. Bardzo osobiste pytania są tu na porządku dziennym… Ta sytuacja powtarzała się nagminnie, do momentu kiedy znalazłam fryzjera, który stanowi wyjątek. Idę podciąć włosy. Wchodzę i siadam na fotelu. Chcę się zrelaksować, a później ładnie wyglądać. I jak tylko siadam, zaczyna się zabawa w tysiąc jeden pytań. Z jakiego jesteś kraju? Co robi twój mąż? A czym ty się zajmujesz? Ile zarabiasz? Kiedy zajdziesz w ciążę? Ile masz rodzeństwa? Czym zajmują się twoi rodzice? A gdzie dokładnie mieszkasz? A ta torebka to skąd i ile kosztowała? I tak dalej i tak dalej… Takie naprawdę bardzo osobiste pytania są w Grecji zupełnie na porządku dziennym. Co  było na początku dla mnie prawdziwym szokiem, pytanie w stylu „ile zarabiasz?” wcale nie jest w Elladzie nie na miejscu. Na miejscu trzecim są…

3. Nigdy nie wiesz, kiedy i gdzie nagle będzie strajk!… Pod tym podpisze się chyba każdy. Grecy i ich wieczne strajkowanie. Strajkują raz pociągi. Raz promy. Za innym razem metro. Służba zdrowia. Władze uniwersytetu. Śmieciarze. Nie potrafię już nawet policzyć ile to razy strajki naprawdę popsuły mi plany. Choć jeśli się głębiej zastanowię, w tych strajkach można znaleźć pewien pozytyw. Jest nim nauka elastyczności. Ale o tym będzie już w oddzielnym poście. Na kolejnym miejscu są natomiast…

4. Nie tyle przeszkadza mi biurokracja, co niekompetentni urzędnicy… Na biurokrację narzeka się wszędzie. Nie inaczej jest w Grecji. Jednak niekompetencja greckich urzędników, często potrafi przekroczyć wszelkie możliwe granice. Ustalenie właściwej wersji w danej sprawie często graniczy z cudem. A  załatwianie czegoś to niekończąca się wędrówka od jednych do drugich drzwi, zupełnie jak u Kafki. Myślę, że przyczyną tego jest to, że…

5. W Grecji trudno jest cokolwiek ustalić… Godzinę spotkania… W który dzień ktoś wpadnie… Co będziemy robić… Gdzie pójdziemy…  Tu prędzej się wykończysz niż coś ustalisz. W tym temacie lepiej się więc również poprostu wyluzować. Grecy już tak mają, że żyją całkowicie tu i teraz. Planowanie czegoś na później, to dla nich czysta abstrakcja. Są w Elladzie również pewne pozytywy, które w swojej skrajoności przeradzają się jednak w minusy. Doskonałym przykładem jest…

6. Grecki tradycjonalizm… Szacunek do tradycji i jej pielęgnowanie jest niezwykle cenne. Jednak w momencie, kiedy przeradza się to w skrajność, wtedy zaczynają się problemy. Kiedy dla przykładu zapytacie się typowego Greka „dlaczego papier toaletowy wrzuca się w Grecji nie do muszli klozetowej, a do kosza na śmieci”, najpewniej wam odpowie „no… bo… tak w zasadzie było w Grecji zawsze!”. Tu komentarz jest chyba zbędny ;)) Ta cecha czasami śmieszy. Jednak za żadne skarby nie potrafię się przyzwyczaić do faktu, że…

7. W typowym greckim domu nie ma centralnego ogrzewania… Wbrew stereotypowi w Grecji zimą jest zimno!!! Grecy najczęściej ogrzewają domy na olej opałowy, który jest drogi. Mieszkania ogrzewa się więc zazwyczaj trzy godziny rano i trzy godziny wieczorem. Tak jak dla Greków zimno zimą jest rzeczą normalną,  nie potrafię się do tego przyzwyczaić i zawsze, kiedy przylatuje do Polski obściskuje mój ukochany kaloryfer, kiedy tylko go zobaczę:D Jeśli jesteśmy już w temacie spraw domowych, to absolutnie nigdy nie polubimy się z…

8. Karaluchy i inne robactwo…  Jedno wielkie „aaa!!!”, a chwilę po tym „bleee…”. A w Grecji karaluchy potrafią być naprawdę gigantyczne (4cm długości to taka norma). I nie znalazłam jeszcze sposobu, żeby się ich pozbyć (jeśli macie swoje sprawdzone patenty – błagam, piszcie w komentarzach!). W Grecji nie tylko ogórki, pomidory, pomarańcze czy cytryny są dorodniejsze. Tyczy się to również wszelakiego typu robactwa. Czasem wpadnie dziesięciocentymetrowa skolopendra, albo wleci gigantyczna pszczoła, po której ugryzieniu trzeba natychmiast jechać do szpitala.

Jak widzicie, również i w Grecji są rzeczy, które potrafią denerwować. Ale mieszkanie w innym kraju to wielki sprawdzian tolerancji oraz całkiem przydatnej życiowo umiejętności, machania ręką od czasu do czasu na pewne sprawy.

Mimo wszystko, pozytywów w Grecji jest wiele, wiele więcej. I są one dużo ważniejsze, niż opisane wyżej minusy. A jakie rzeczy lubię w Elladzie najbardziej? O tym już w oddzielnym poście!

      A jak jest u Was? Które rzeczy w Grecji Was denerwują? Piszcie w komentarzach!

58 myśli nt. „Czego nie lubię w Grecji?… środa, 9 grudnia 2015

  1. Mam dużo szczęścia, że nie spotkałam żadnego karalucha, ani tej okropnej skolopendry! Brr! Ale pewnie tego właśnie bym nie lubiła. Ciekawy post. Oczywiście mieszkać, a przyjechać do Grecji na tydzień, dwa, to spora różnica, na co innego zwraca się uwagę. Ja zauważyłam na Korfu bardzo duży nieporządek w obejściach, podwórkach. Nie mówię o wypielęgnowanych hotelach, czy turystycznych miejscach, tylko domostwach na przedmieściach. A poza tym to sama radość, cudne widoki, ciepełko…

  2. Jako wielbicielka Francji (Grecji od niedawna również, ale Francji przede wszystkim) dostrzegam zgodność w pkt.1,3 i częściowo 4 z Francuzami ;).
    Grecję zaczynam dopiero poznawać – w tym roku byłam tam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni i zupełnie przypadkowo przed wyjazdem odkryłam Twój blog. Od tej pory regularnie tu zaglądam :). Tak trzymaj!!! pozdrawiam serdecznie.

    • A ja podczas ostatniego pobytu w Grecji spotkalam i karaluchy olbrzyma i te skolopendre na swej drodze. Paskudne jedno o drugie i szybko ucieka

    • A ja podczas ostatniego pobytu w Grecji spotkalam i karalucha olbrzyma i te skolopendre na swej drodze. Paskudne jedno o drugie i szybko ucieka

  3. Jeśli chodzi o karaluchy polecam pastę w tubce globol raz użyjesz i po tygodniu masz spokój na lata . Sam ją kiedys użyłem , resztę dałem znajomym i wszyscy którym ją poleciłem byli zadowoleni . Spróbuj a problem zniknie . 🙂

  4. W tym roku domek w grecji w którym spedziłam 5 i pol miesiąca znajdował sie tuż przy lesie tak wiec poznałam wiekszość greckich ” zwierzątek ” na początku za każdym razem dostawałam zawału serca ale pomogły preparaty płytki pod drzwi i nie zawodny kupiony w grecji sprey na robale ( niestety nie pamietam nazwy ) psikalam od czasu do czasu i robali nie było , choć wiadomo raz na jakis czas ” coś ” czyli obrzydliwe robale lub tez skolapendry przychodzily w odwiedziny , zawsze najpier popsikałam nie proszonego goscia sprejem po czym byl tak slaby ze latwo bylo go dobic butem , jak udało mu sie zwiac to psikalam wszedzie gdzie mógł sie schowac ,i znajdywalam nieżywego , aczkolwiek sprey jest tak silny ze trzeba wyjsc z pokoju na minimum 20 minut bo samemu można ” paść “

  5. zgadzam sie z wszystkimi oprocz pierwszych dwoch.a nie ogrzewaja domow czy mieszkan to dlatego ze oszczedzaja-olej albo gaz jest tu badzo drogi.mnie denerwuje popoludniowa sjesta-jak bardzo halasujesz to ludzie moga zadzwonic na policje ze im przeszkadzasz w spaniu.pozdowienia

  6. Witam, ja właśnie zaczęłam swoją grecką przygodę (mieszkam tu od dwóch tygodni). I jedyne do czego nie mogę się przyzwyczaić to to, że sklepy nie mają ustalonych godzin pracy. Cały dzień potrafią być zamknięte, a gdy wychodzę na wieczorny spacer (godzina 20-22), wszystko jest czynne. Masarnia, piekarnia ….
    No i oczywiście, ogrzewanie… myślałam, że się tu wygrzeje, a tu taka niespodzianka.

    Pozdrawiam! 😉

    • Sklepy mają ustalone godziny, ale to zależy od danego miasta / regionu. Powinny na wisieć na drzwiach takie kartki z informacjami.

      • a jak nie wisza (bo czesto nie wisza) to jest info z nr telefonu wlasciciela. Mozna (a wrecz nalezy) skorzystac, zadzwonic, zaczekac I juz mozna szalec z zakupami.

  7. Sorry, wyszło dość długo! 😉
    Mieszkam i pracuje w Grecji 3 lata. Mój punkt widzenia jest dość specyficzny, subiektywny i nie oddaje całości, bo:
    moim partnerem NIE jest Grek, nie weszłam do greckiej familii;
    mieszkam na Krecie, w małej mieścinie; na końcu Europy;
    pracuję na własny rachunek, w branży turystycznej;
    bardziej niż w greckim, obracam się w mieszanym środowisku ex-patsów;
    bardziej niż hellenofilką staję się każdego dnia coraz lepszą specjalistką od międzykulturowości, relacji interpersonalnych i multi-etno-koegzystencji.
    Znajoma, ktora weszła w grecką rodzinę, ma tu super biznesy, wychowała dzieciaki i generalnie jest tu jej dobrze, mówi dość dosadnie o lokalsach (czyli kreteńskich małomiasteczkowych sąsiadach, rolnikach, farmerach, pastuchach, rybakach i drobnych przedsiębiorcach), że są jak dzieci: uparci, trudni, zaparci, nie uczą się na błędach (bo przecież ZADNYCH nie popełniają!), że nie myślą o przyszlości, że pieniądze z UE przejedli, przebalowali, że zamiast inwestować w panele, szkolenia, edukacje, itp długoterminowe inwestycje, pobudowali na szybko zbyt wielkie hale, pokupowali auta do floty przekraczającej ich potrzeby, itd… a wszystko dlatego, ze kuzyn ma firme budowlaną, a szwagier jest dilerem aut… I najważniejsze, zeby DZIŚ wszystko zostało w RODZINIE, a jutro się zobaczy.
    Na początku raziły mnie jej sądy, z czasem muszę przyznać …. sporo racji. Oczywiście są też doskonale obyci i wykształceni Grecy, którzy np. nie wyrzucają plastikowych śmieci z jadącego auta, którzy mają gust i zamiłowanie do piękna oraz ładu i w domach mają klosze a nie tylko wiszące z sufitu kable z nagimi żarówkami (popularne w malych kreteńskich wioskach!!), którzy uczą się, rozwijają i używają internetu do czegoś innego niż tylko gry na fejsie… ale o tym na końcu. Póki co rozliczając sie z postulatami Doroty:

    Ad.1. Brak  otwartości na świat…
    Polaczylabym to z pkt 6: tradycjonalizmem: a skad sie to bierze?.. z wąskich horyzontów, słabiutkiej edukacji, z geograficznych uwarunkowań – Grecja jest na końcu Europy, rozstrzelona po skalistych wysepkach. Przeprawa z wyspy na ląd to już jest hoho, a co dopiero jakaś tam otwartość na odległa, mglistą, zimną Północ! 400 lat tureckiej okupacji, czyli jakieś 16 pokoleń, zrobiło swoje. Ten ostatni wiek wolności tego tak szybko nie odkręci. W Pl widać jak po 123 latach zaborów rozwinąl sie zachód, a gdzie pozostał zaniedbany wschód kraju i jak bardzo stara się nadgonić i jak wszyscy się żachają na głośne mówienie o Polsce B – Tak większa częśc Grecji po 16 pokoleniach tureckiego okupacyjnego zaniedbania i wyzysku jest właśnie Grecją B, C i D.

    Ad.2. Bardzo osobiste pytania są tu na porządku dziennym…
    Powiedziałabym, że Grecy balansują na granicy ciekawości a wścibskości. Nie znoszę, więc rykoszetuję te pytania, “nie rozumiem” języka i olewam najczęściej.

    Ad.3. Nigdy nie wiesz, kiedy i gdzie nagle będzie strajk!…
    Na moim kreteńskim zadupiu spotkałam się raczej z opcją: nie wiesz, gdzie strajkują i wcale cię to nie obchodzi! Tu wszyscy zawsze pracują, od kwietnia do końca października pracuje się 7 x 14h i nikt o głupotach nie myśli. Czasem się okaże, że akurat nie jeżdżą autobusy, albo bank zamknięty, czy jakieś urzędy, ale to odległe echa kontynentalne i życie na Krecie toczy się swoim CMT: cretan maybe time. Ale – ponieważ pkt 4 – to i tak, gdziekolwiek człowiek wyruszy coś załatwiać, zawsze się wcześniej upewni, że pracują.

    Ad.4. Nie tyle przeszkadza mi biurokracja, co niekompetentni urzędnicy…
    To mogła tylko napisać Polka!! 😀 Niemcy, Holendrzy czy Angole dosłownie mdleją na myśl o greckich urzędach, dla nich to jakiś Monty Python z odległej galaktyki. Słyszałam boskie historie o ex-patsach, którzy po prostu prysnęli w ciągu nocy, zerwali kontrakty, negocjacje i spieprzyli daleko, bo biurokratyczna maligna ich po prostu przerosła. O dużych inwestorach, którzy zrezygnowali po wielomiesięcznych negocjacjach, bo tkwili w tym samym punkcie, co na początku… W Polsce mieliśmy podobny burdel, jednak z dumą obserwuję jak z roku na rok to się zmienia. Te panie, które “komputra nie znajom”, którym petent wiecznie przeszkadza w przerwach na kawusię w Pl zanikają powoli, ale tu wygląda to ciut inaczej. Oni są w większości mili i grzeczni, zawsze powtarzam, że jedziesz 70 czy 80 km w 1 strone do Urzędu, tracisz na to cały dzień, gówno załatwisz, ale wracasz przynajmniej z uśmiechem na ustach, do kolejnego razu, bo pani A podała zupełnie inne wytyczne, niż będzie to weryfikować pani B… Grecki księgowy i prawnik to podstawa, ale do tego musi być wyszczekany i umieć urzędników zastraszyć, zakrzyczeć i przegadać, bo przepisy, legislacje, wytyczne itp, są tak skonstruowane, że “na dwoje babka wróżyła”. Połowa tej urzędniczej, świetnie zarabiającej armii na ciepłych posadkach powinna wylecieć z hukiem. Przez telefon czy mailowo – niczego sie czlowiek nie dowie, ani nie zalatwi. Myślalam, ze to dlatego, żem nie Greczynka, ale nie. Lokalsi przechodzą to samo piekło.

    Ad. 5. W Grecji trudno jest cokolwiek ustalić…
    To prawda, patrz powyżej, jakkolwiek, osobiście na to aż tak nie narzekam, albo sie da, albo nie. Troche cierpliwości jest potrzebne. Ale o dziwo, to się kręci; na ten punkt Doroty aż tak nie mogę narzekać, nie nie 😉

    Ad. 6. Grecki tradycjonalizm…
    Vide pkt 1. Ten tradycjonalizm niebezpiecznie trąci zaściankiem, betonem, wstecznością… Tracą na tym sami zainteresowani ofkors. Lepsze wrogiem dobrego. Póki wisi, niech wisi, spadnie samo, to wiatr zawieje. Znasz pojęcie “shabby chic”? No tu mają “shabby”, ale już zdecydowanie bez “chic”. Powtarzam, że to wina chyba głównie tragicznej edukacji i tendencji do uporczywego trzymania, co się ma, bez szukania innych możliwości. Coś jak super przejaskrawione i wyolbrzymione nasze powiedzonko: “lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu”. Jak ojciec wybudował dom, to syn będzie podobnie klepać. Nie wspomnę o szkole, targach, czy podróżach, ale taki syn nawet nie poszpera w sieci, by zobaczyć, czy od ostatnich 20 lat zmieniły się rozwiązania, czy może weszły na rynek nowe narzędzia, materiały, itp… po co?

    Ad. 7. W typowym greckim domu nie ma centralnego ogrzewania…
    To jest bardzo delikatny temat, który wywołuje u mnie bardzo szybko dziką furię i unikam dyskusji o budownictwie z Grekami, bo mogę ich tylko bardzo obrazic…. W tym klimacie, z masą kamiennego budulca i pokladami doskonałej gliny, słońcem przez 330 dni w roku, porą suchą i intensywną porą deszczową, mieszka się w niewyizolowanych, pustakowych mieszkaniach, nagrzanych latem, przeraźliwie zimnych i zawilgłych zimą, wiecznie pozalewanych, pozaciekanych, gdzie nie ma kontaktów elektr. w łazience, bo przecież branie prysznica wiąże sie z zalaniem całej dziupli, a źle wypoziomowane podłogi zatrzymują stojącą wodę na długo. Oczywiście nigdzie nie widziałam TERRAKOTY na podłogach, miłej, cieplej, naturalnej izolacji z lokalnego budulca (jak we Fr, Wloszech, Hiszpanii czy Meksyku), tylko wszystko jest wykafelkowane!! brrrr… brzydkimi, tanimi, chamskimi, lodowatymi kafelkami. Od czasu zamieszkania tutaj znienawidzilam kafelki całym sercem. Wszystko jest źle i tragicznie pobudowane. (ekipy budowlane to ofkors wujkowie, kuzyni, szwagrowie i znajomi królika….). Raz na moją delikatną awanturę, jak to w wynajętym domu przecieka dach, tak, że kapie po całym poszyciu, tak że musielismy ewakuwoać sie SPAĆ pod stół do kuchni, dostałam stoickie wyjaśnienie: -No tak, trudno, opady wyjątkowo intensywne, a dach stary, więc ma prawo przeciekać.. -Jak stary jest ten dach?!? -No, z dziesięć lat już ma, może dwanaście.” (WTF?!?!) W tym klimacie można by mieć spokojnie dom bez ogrzewania, odpowiednio wyizolowany, z oknami od właściwej strony, z panelami słonecznymi grzejącymi wodę oraz prądotwórczymi (sorry, nie znam fachowego polskiego słownictwa…fotowoltaniczne?..), zbiornikami na deszczówkę itp. W Polsce się śmieją, że buduje sie z Muratora, wszyscy wedle jednego kijowego najtańszego planu. Tu – buduje się w ogóle BEZ planu. Ech… temat rzeka. Tak czy inaczej, po mieszkaniu w kilku miejscach, nigdy bym nie kupiła tu ani domu, ani mieszkania, tyko spłachetek ziemi i wybudowała chatę od podstaw, z normalnymi rurami, izolacją, z tzw. lufcikami i wywietrznikami, z rynnami (!), zbiornikiem na deszczówkę, z wejściem od najmniej wietrznej strony, przy użyciu tak ekstrawaganckich narzędzi jak np poziomica!!!

    Ad 8. Karaluchy i inne robactwo…
    W hotelu, który prowadze co dwa miechy robi się oprysk (3-4 razy na sezon, specjalistyczna firma), sporadycznie karaluchy gdzieś probują się przebić, (od sąsiada, który się tym nie przejmuje i ich nie exterminuje), poza tym łowna kicia załatwia sprawę myszy, plus pułapki i trucizny (niczego żywego hasającego po kątach nie widziałam), kicia załatwia niestety również ptaszki… Hotel stoi na obrzeżach miasteczka, nie ma super miejskiej zabudowy, ale nie ma tez obok farm pod płotem. Dorota, tam gdzie mieszkasz pobliskie hotele i restauracje MUSZĄ robić takie opryski, więc możesz się dowiedzieć o firme i koszt (na 20-pokojowy hotel wypada jednorazowo ok. 150 e) Lawenda, mięta w donicach przy wejściu, regularnie miętoszone też pomagają. Takich skolopendr jak opisujesz tu na szczeście nie widzialam, pojawiają sie pająki, czy gekony, ale wszystko w granicach normy 😉 Kot, najlepszy jest wredny, spasiony, łowny kot. Zatłucze wszystko, co się da.

    Do punktów Doroty dodam jeszcze kilka swoich własnych smaczków. Ale to po przerwie 🙂
    Zamieszkałam tu przypadkiem, tak wyszło biznesowo (co akurat wskazuje na lekką nierówność pod mym sufitem: zaczynać coś w turystycznej branży w tak niestabilnym czasie, w tak pokręconym kraiku jak Gr, ale ewidentnie sprawia zarazem, że jakoś tu pasuję) Nie miałam żadnych wyobrażeń, oczekiwań i wizji raju. Ot, zakasać rękawy i zasuwać. Robić swoje jak najlepiej i jak porządniej, nikogo nie sluchać. Trzymać swoje standardy. Bo jak się rozejrzę, to jedynymi ludźmi, odnoszącymi sukcesy są ci, którzy dużo podróżowali, kształcili się za granicą, zdobyli nowe nawyki, rozwinęli się, którzy weszli w mieszane związki, ci, którzy prowadzą legalne biznesy, ci którzy płaca podatki, którzy odpisują na służbowe maile w ciagu 24-48h (sic!!!!) i używaja komputera nie tylko do grania, ale również i do pracy…

    • Kurcze z Twojego komentarza mozna sie wiecej dowiedziec niz z jakichs netowych zrodel. Dzieki, bardzo przydatne info. troche sceptycznie, ale niepozbawione humoru. Powodzenia.
      Tak z ciekawosci, masz pracownikow greckich czy rowniez innych narodowosci np. Polakow?

      • Dzięki Katja 🙂 Wiesz, mieszkam tu nadal, nikt mnie nie zmusza, sama chciałam i nadal chcę. A że nie noszę różowych okularów? I obserwuję realia bez ekstazy? Tak już mam. Każdy medal ma dwie strony i zawsze jest coś za coś.
        Znam super Greków, świetnych ludzi, cenię i uwielbiam, ale są też inni, jak wszędzie.
        A co do pracowników……ojoj, to kolejny delikatny temat… Miałam do czynienia z greckimi pracownikami i więcej tego … błędu nie popełnię. Eventy, współpraca, kooperacja – ok, ale nie jako stały pracownik. (inni, po doświadczeniach pracy dla Greków, mają tragiczne opinie o greckich szefach). Mówi sie, że lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Tu powiem – lepiej z kreteńczykami śmiać się, bawić i biesiadować, niż pracować. (odwrotnie niż z np. Niemcami, hehe). Pracowałam poza tym z Niemcami, Polakami, Bułgarami, będę z Belgami. I tak na razie zostanie.

      • Ale wiele przesady w tym poście.Same negatywny. Byłam na Krecie wiele razy i nic takiego nie widziałam. Wyczuwam jakieś kompleksy.

    • No dobrze…. to jak w takim razie – z czego/jak – mają Twoim zdaniem budować domy? I czym mają je ogrzewać? Zapomniałaś, że jest to kraj który nawiedzają trzęsienia ziemi? Używanie np gazu byłoby bardzo niebezpieczne (przynajmniej tak mi się wydaje…) Odnośnie edukacji całkowicie się nie zgadzam. Grecy, których ja znam są bardzo dobrze wyedukowani i mało tego – wiedzą więcej o moim kraju niż ja sama. I z tego tytułu jest mi czasami wstyd. I jeszcze jedno – ja nie miałam problemu żeby dogadać się w gr po angielsku. Tu, mój partner, nie może załatwić niczego sam. Wszędzie potrzebuje mnie jako tłumacza. Nawet, żeby zamówić kanapkę w lokalu…

      • Też nie podpiszę się pod tym, że budownictwo jest tragiczne. Ok, jeśli chodzi o stare domy, budowle gdzieś na wsiach – wtedy tak. Ale nowe domy, mieszkania, budynki są budowane zupełnie nowoczesnymi metodami. Jak w każdym innym miejscu w Europie.

        • Dorota, niestety ale jest tragicznie. Plany owszem sa ale zawsze ktos sobie cos dobuduje, dorysuje, poprzestawia, a kuzyn czy inny szwagier kumpla ktory to wykonuje tez bedzie mial swoja wlasna wizje i ze swieca znalezc dom zgodny z planem zatwierdzonym przez architekta. Do tego fakt, ze kazdy z kazdym jest tutaj spokrewniony skutkuje tym, ze zawsze jest jakas zaprzyjazniona w najgorszym wypadku a najczesciej spokrewniona czy spowinacona ekipa, ktorej w razie czego nie mozna wygarnac. No bo jak? Koumbaros chcial dobrze a wyszlo jak zwykle.

          Z tym centralnym to tez zalezy. Sa miejsca gdzie bez centralnego sie nie obejdzie przez 5-6 miesiecy w roku (tak, tak, wciaz mowimy o Grecji) i zadne tam 3 godzinki w ciagu dnia sprawy nie zalatwia. Sorry taki klimat ma np Epir czy inna Macedonia Zachodnia np I nie ma zmiluj, teraz malo kto opalala olejem bo malo kogo juz stac (ceny urzedowe ustalane odgornie obowiazuja zarowno na tropikalnej Krecie jak i w lodowcowej Florinie czy innym Kastoria) wiec ludzie kombinuja z ekopaliwami (pellet) czy niekontrolowana juz zupelnie wycinka lasow. A kominki, ktore w wiekszosci domow w celach romantyczno-weekendowych postawione teraz plena para pracuja i co rusz.,… odwiedziny starzy pozarnej bo przepustowowsc juz nie ta ;(

          Domy i mieszkania sa izolowane-inaczej a czesto jeszcze jest tak, jak np u nas (Metsovo, miejscowosc polozona wyzje niz Krupowki) ze jest wymog posiadania okien…drewnianych, recznie robionych. Ich energooszczednosc i inna przepuszczalnosc to temat rzeka ale aluminiowych, prozniowych czy innych z fabryki nie mozna….

          • Jak mnie się od czasu do czasu zbiera na narzekanie, to moja mama zawsze mnie strofuje: “córko… nie grzesz!”. Nie grzesz Bacha!! Tragicznie to jest na przykład w Sudanie… Wystarczy też przejechać się za naszą wschodnią granicę, żeby przekonać się jak to jest kiedy ludziom się źle żyje… W Grecji obiektywnie nie jest źle. Świetnie też nie jest, ale nie ma na co marudzić. W ubiegłym sezonie na Korfu miałam garsonierę u 70letniej babci. Dom był taki, że nie chciało mi się wyprowadzać… Mówię tu o samej budowie. Był tak zrobiony, że latem niepotrzebna była klimatyzacja (zawsze chłodek), a zimą podobno nie trzeba było go ogrzewać. Kilku naszych znajomych ma również naprawdę świetnie zbudowane domy. Ale wiadomo… Szukajcie, a znajdziecie… I tak jest również z tymi “tragicznymi” przykładami.

      • @Paulina R.
        Piszesz: “to jak w takim razie – z czego/jak – mają Twoim zdaniem budować domy? I czym mają je ogrzewać? Zapomniałaś, że jest to kraj który nawiedzają trzęsienia ziemi? Używanie np gazu byłoby bardzo niebezpieczne (przynajmniej tak mi się wydaje…) ”
        Mimo trzęsień ziemi i – co gorsze, częstsze i nie do przewidzenia – POŻARÓW (półroczna susza, wiatry i wszechobecni palacze… – dużo nie trzeba) – grzeją piecykami gazowymi na potęgę. Gaz mają z butli.
        Drewno na Krecie jest drogie. Prąd jest drogi. Olej opałowy jest drogi. Nie ma możliwości instalacji gazowych – kopania rur itd – wszystko idzie NAD ziemią- kable elektryczne – jak w Pl, a te czarne węże wijące sie kilometrami wzdluż szos, czasem lekko przysypane ziemią, czasem pozaczepiane o drewka – to woda.
        Wiesz – tu gdzie mieszkam jest ok. 330 dni slonecznych w roku. Panele fotowoltaniczne, solarne – czy jak to zwał – aż sie prosi. Jeśli można w ten sposob produkować prąd i grzać wodę do kąpieli, to czemu nie do tzw. płaszcza wodnego, systemu kaloryferów?.. Tym bardziej, że wiele nie trzeba. Temperatury zimowe noce opadaja do 10st, najgorsze to 5-8st.
        Wystarczy domy dobrze wyizolowac – mało drewna? ale maja pokłady super gliny (terrakota się prosi), plus inne budowalne cuda nowszej generacji, których nazw nie znam, bom nie aż taki spec, tylko mi sie o uszy obiło – można coś wiecej wpakować w ściany poza YTONGiem, antywstrzasowymi drutami i oszpachlowaniem tego.

        Budowa domu od początku zaplanowanego jako super-wyizolowany “termos” działa w dwójnasób – latem chroni przed nagrzaniem, zimą – przed wyziębieniem. Tu (na prowincji, gdzie żyję) ziomale i kuzyni budują często na spontanie, jak leci, z tego, co maja pod ręką (czasem na dostawy z lądu trza czekać tygodniami, bo detal się nie opłaca, na hurt musi być zapotrzebowanie, a tu sztormy zimowe, albo banki zamkniete, albo inne historie,..itd…) a potem – latem klima napieprza 24h, aż chce glowę urwać, a zimą – gazowe piecyki, farelki, wykladanie dywanów i od-wilgocacze powietrza (nie wiem jak po polsku, tu pierwszy raz widziałam – w jednym kącie grzejesz, w drugim – drugą maszyną – osuszasz powietrze) … Ale – można inaczej, widziałam świetnie pobudowane domy, gdzie nie ma nawet (!) kubła na papier toaletowy przy muszli, bo spokojnie można wrzucac srajtaśme do toalety – goście w szoku, że sie tak da, a gospodarze wyjaśniaja, że tak zbudowali dom, instalacje i szambo – ze luzik.

  8. część druga, kilka kolejnych moich własnych spostrzeżeń, Dorota, jestem ciekawa, jak Ty to widzisz, ze swojej perspektywy?
    Na Krecie kompletnie rozwalają mnie:

    SKRAJNOŚCI i w przyrodzie i te ludzkie – czasem sąsiedzkie, czasem w obrębie rodzeństwa (od nierobów, ćpunów, alkoholików po zmotywowanych turbo-pracoholików, od nieokrzesanych pastuchów po super wrażliwych i łebskich wykształciuchów)

    GŁUPIO-MĄDRZY ludzie – takie niby-cwaniactwo, że nie remontuje się domu, tylko czeka, aż zrobią to najemcy sami z siebie, że taniej i wygodniej jest mieć nowego kota czy psa, niż zadbać i wyleczyć obecnego, że nie myje się auta, bo i tak się zabrudzi, że nie płaci się podatków, że zatrudnia się ludzi na czarno, a potem tylko narzekanie, że w tym kraju nic nie ma, że sami złodzieje, że nie ma kasy na łatanie dziur w ulicy ani na przedszkole. ( ale hmmm jakby to powiedzieć, znamy takich, nie?

    powszechne WADY WZROKU (mówi się, ze zwierzęta widzą inaczej niż my, że chomik widzi tylko w 2 wymiarach, że psy widzą czarno-biało, a węże na podczerwień..) Między nacjami też występują różnice w postrzeganiu świata i praw nim rządzących.
    Np. wielu Greków nie widzi związku pomiędzy brakiem strony www i brakiem tour-opertora – a ich nieidącym hotelowym biznesem, wiecznie bez gości.
    Wielu taverniarzy nie widzi związku pomiędzy nieświeżym obrusem na stole i kocią kupą pod stołem, a brakiem klienteli.
    Większość kreteńczyków nie zauważa biznesowej korespondencji, trafia na ich ślepą plamkę, stąd prawie nigdy nie dostaniemy w odpowiedzi maila o treści np: “Witam, potwierdzam, mamy na stanie. Witam, na razie nie wiem/nie mam. Prosze pytać po 15-stym. Witam, niestety nie możemy pomóc. Witam, dzięki za dokumenty. Mam. Witam, nie mogę tego wysłać, zadzwoń, przyjedź.” itd…

    W gastronomii powszechnie nie zauważa się większości ważnych rzeczy do zauważenia, nie łączy sie A i B, i tak kelner będzie 5 razy wybiegać z drinkami z baru na plaże i wracać z pustymi rękami, by kolejne trzy rundy zrobić z plaży do baru, zbierając brudne naczynia. A po 15g takiej pracy będzie mieć dość i nigdy nie zastanowi się, czy mógłby zrobić coś efektywniej, lepiej, wydajniej, bo o takich innowacjach i sposobach udoskonalania pracy nie słyszał ani on, ani jego szef, ni dziad czy pradziad.

    Sympatyczny właściciel gyrosa będzie narzekać na skandalicznie wysokie opłaty za prąd, ale nie zauważy w żaden sposób powiązania z tym, ze postawił największą lodówę z napojami oraz zamrażalkę w najdalszym i “najprzytulniejszym” kącie knajpy, po obu stronach …. płonącego kominka.

    Jeśli komuś idzie świetnie w biznesie i ma hotel/knajpę pełną ludzi, to jego konkurent nie zauważy niczego, co mógłby sam u siebie ulepszyć, podpatrzeć, zgapić, lecz zwróci się do władz (policja, zus, inspekcja pracy, fiskus, itp), by oni coś znaleźli…. Na zasadzie “Uprzejmie donoszę, iż….”

    i to, co mnie najbardziej boli – to, że lokalsi generalnie nie dostrzegają, w jak pięknym miejscu żyją, że nie dbają o to, nie dbają o środowisko, o własne domy, każdy ma jakieś spadki, nieruchomości, mieszkania, sady i gaje – ale jest jak jest, nie dopieszcza się tego, nie dba, nie estetyzuje, nie inwestuje…

    i tak można mnożyć te przykłady. To, co na wakacjach ujmuje folklorem i oldschool’owością, na co dzień wkurza i męczy. Nadal jednak znajduję więcej plusów niż minusów i skupiam się na najlepszych aspektach życia na Krecie, bo tych mam tu całkiem niemało. A że nie jest lekko? Powiedzcie mi GDZIE JEST? 😛

    • Wiesz to jest tak, że oni są przyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy, nie widzą potrzeby zmian, tak było od lat i wg nich tak jest dobrze. Dopiero teraz, za kilka lat na rynek będzie wchodzić nowe pokolenie, lepiej wyedukowane, bardziej “europejskie”. Mam nadzieję, że powoli coś zacznie się tu zmieniać, ale na te zmiany trzeba będzie poczekać jeszcze wiele lat.

    • Hej ~gwen! Przeczytałam wszystko co napisałaś od deski do deski, bardzo dokładnie. Dziękuję Ci za ten komentarz szczególnie. Długo nad nim się zastanawiałam. Zgadzam się z większością rzeczy, o których napisałaś. Właściwie trudno mi znaleźć tu coś czemu mogę zaprzeczyć.
      Mam jednocześnie wrażenie, że przedstawiasz obraz Grecji w bardzo krzywym zwierciadle – skrajnie. To tak jakbyś wyciągała najgorsze, naprawdę najgorsze wady Greków, widząc ich od najciemniejszej strony. Z jednej strony piszesz, że “(…) skupiam się na najlepszych aspektach życia na Krecie”. Ale cały tekst temu przeczy, bo zionie z niego niechęcią do Grecji, Krety.

      Wchodzimy powoli już w trzeci sezon na Korfu. Z ręką na sercu, współpracujemy z naprawdę wspaniałymi ludźmi – jedynie Grekami. Wszystko jest na czas, świetnie zorganizowane, rzetelnie, uczciwie. Choć wiem, że jeśli chodzi o mój biznes, mam ten komfort, że ludzi z którymi współpracuję precyzyjnie dobieram sama.

      Ale czy tak nie jest z całym życiem? To z kim jesteśmy, przyjaźnimy się, pracujemy wybieramy sobie sami. Tak samo jest z punktem, z którego widzi się świat. Mimo wszystko ten nigdy nie jest obiektywny. Ten również zawsze jest NASZYM WYBOREM…

      Raz jeszcze – dzięki! Pozdrawiam!

      • Ha! Dorota, kurczę, nie ma “zionąć” niechęcią, tylko jak jest temat “Czego tu nie lubie, co wkurza i boli”, to pozbierałam kilka obserwacji do kupy. Wyszło skondensowanie mocno? No to teraz czas na Greckie Plusy.
        Co do współpracy z Grekami – ja tez nie narzekam! Nacielismy sie na pracownikow, a moze po prostu w tych paru przypadkach mieliśmy pecha. Ale nie mam zamiaru drążyć dalej, zmieniliśmy zasady działania.
        Obracam sie w takim a nie innym środowisku, to nie Ateny. Obraz zycia w Pl oczami imigranta w Warszawie tez różniłby sie od rezydenta z Bieszczad, no nie?
        Lekko nie jest, ale jak piszesz wszystko jest kwestia wyboru. Życie na kretenskim zadupiu ma plusy i to zdecydowane (do opisania next time) A jak obserwowałam, jak super jest tu byc dzieckiem, jak piekne i wolne można miec tu dzieciństwo, tak juz niedługo bede miała okazje poznać to bliżej, bo wchodzę na next level kreteńskiego wtajemniczenia, projekt Dziecko.

        • Ale “zionie”;P Moim zdaniem wyszło stanowczo za mocno… Bo to nie jest obraz całej Grecji, tylko jakiejś małej wioski. Problem w tym, że po przeczytaniu wiele osób może pomyśleć, że tak wygląda cała Grecja. A tak nie jest…
          Choć przyznam, że mnie samej też jest czasem przykro, kiedy widzę, że coś można tu zrobić lepiej, inaczej. I wtedy zacieram ręce, bo myślę sobie, że mogę zrobić to ja:DD W końcu mieszkam tu i pracuje:D Ale… Ale… Trzeba pamiętać, że to nie są Niemcy, Norwegia czy też Szwajcaria. To jest już szalone południe i tu wszystko bedzie się rządzić własnymi prawami!
          Szczególnie teraz ludzie tak na Greków narzekają. Tak dla przykładu Niemcy… Tylko gdzie później jadą na wakacje by się WYLUZOWAĆ?!:DDD Nie ma to jak greckie wyspy, prawda?:DD
          W styczniu będzie post o rzeczach, które najbardziej w Grecji cenię – mam nadzieję, że wtedy Twój komentarz będzie jeszcze dłuższy:DDD
          Czy już oficjalnie można potomstwa gratulować??:DDD

          • Dorota, w sumie powoli można gratulować, już sporo po półmetku. Jeszcze mniej więcej 3 miechy. Uff… Zatem jak najbardziej nastawiam się na jeszcze dłuższe komentarze Noworoczne 🙂

          • Świetna wiadomość!!!!! Gratuluje Ci z całego serca!! A wiadomo już czy chłopak czy dziewczynka??

          • Ha. Bo nas (zimne ludziki z Polnocy) najbardziej wkurza to, ze ich (Poludniowcow) nic nie wkurza ;))) albo nie tak od razu, prawda?

          • @Dorota – dziewczynka, coś się stało z klimatem w wakacje, kilkanaście lasek zaciążonych, wysyp dzieciarni dosłownie i w większości to będą dziewczynki. Burmistrz-sołtys dopina temat małego państwowego przedszkola, może po latach w końcu się miasteczko doczeka 🙂

            @Bacha – coś w tym jest, chciałabym zobaczyć jednego z drugim, jak stają okoniem i mówią: Nie, tak malaka być nie może! Poprawka! Zmiana!!!

          • To może pomysł na interes na Krecie – “Wakacje dla kobiet, które chcą zajść w ciążę”:DDD Gratuluje dziewczynki:DD!!! Bardzo się z Tobą cieszę:DDD

  9. oj jakie to wszystko prawdziwe, tzn. nie mieszkam w Grecji więc nie wiem, ale uwielbiam ją wakacyjnie, wzięliśmy też z mężem ślub na Zakynthos w tym roku i adoptowaliśmy pieska z Zakynthos:) W Grecji jest bajecznie i marzymy aby tam mieszkać na stałe i prowadzić jakiś biznes turystyczny ( co oczywiście Grecy chętnie by nam utrudnili). Niestety z opowieści Polaków tam mieszkających i relacji z wielu książek, które czytam o Grecji wszystko co wyżej opisaliście się zgadza ! :/ dosłownie. I to nas przeraża…. ale dobrze mówicie a gdzie jest lekko??? w Grecji chociaż cudowne widoki i klimat wynagradzają trudności związane z funkcjonowaniem w tym pięknym kraju:)
    pozdrawiam Was serdecznie i będę wpadać na ten blog bo jest bardzo ciekawy!!! :))))

    • hej @natka, nie wiem jak jest na Zakynthos, ale na Krecie nie słyszałam o lokalnej “mafii” utrudniającej życie i biznesy obcokrajowcom. Ze strony Greków nigdy nie spotkałam się z żadnego tego typu dyskryminacją!! Raz tylko jakaś turystka, mówiąca po ang. z jakimś lekkim skandynawsko-germańskim akcentem, zanim dobiła ze mną biznes, chciała koniecznie wiedzieć, czy jestem Greczynką, a skoro nie, to ona dziękuje, bo ona chce wspierać lokalne biznesy. Cóż, mieszkam tu, tu prowadzę działalność, robię zakupy, daję pracę, prowadzę grecki hotel i zaopatruję go u lokalnych dostawców, hydraulik, elektryk i inni specjaliści to sąsiedzi stąd … a tej jeszcze za mało lokalnie!

      Trudności z funkcjonowaniem w tym kraju porównałabym do jazdy autem po płaskich i nudnych autostradach, albo po malowniczych, ale wyboistych klifach i urwiskach. Jednemu będzie tu na codzień za dużo wrażeń i adrenaliny, wykończy się, a ktoś inny – spokojnie ogarnie wymagającą jazdę i jeszcze będzie mieć z tego fun. Pytanie – JAKIM jesteś kierowcą i taka zakręcona jazda po bandzie to twoja bajka, czy jednak nie….

      • Dokładnie:D I również absolutnie nie spotkałam się z czymś w rodzaju “mafii”. A również mnie tym straszono… Ludzie uwielbiają(!!) opowiadać takie bajki…

        • ech, to jest wszystko bardzo skomplikowane… Przez te trzy lata to przerobiłam cały uniwersytet z psycho-pato-socjologii europejskiej. Grecy są jacy są, żyją sobie po swojemu i jedni tym się zachwycają, innych to wq…wia. Poznałam ex-patsów, którzy zachowują sie jak dzieci w owieczkowej części ZOO i traktują lokalsów jak jakiś słodziaśny skansen cyrkowy, inni – doszukują się wrogości wszędzie tam, gdzie czegoś nie kumają. Są tacy, co chcą być bardziej papiescy od papieża, ex-patsi tak zachłyśnięci grecką wolnością, że – biorąc za przyklad palenie – Grecy palą sobie wszedzie, w małych urzędach i office’ach – nawet za własnym biurkiem – to taki ex-pat będzie zachwycony w knajpie jednocześnie jeść i kopcić, stereo, zupełnie nikim i niczym się nie przejmując.
          Tak, jak Dorota piszesz – ludzie uwielbiają opowiadać bajki, każdy żyje w swojej bajce i nauczyłam się już, że nie można nikogo i niczego słuchać, tutaj każdy musi przejść swoją drogę po swojemu.

  10. Gwen napisała kawał prawdy, realnej oceny jak to jest w praktyce, ale skoro tam mieszka to tych plusów musi być więcej. Ciekawie byłoby z jej perspektywy poczytać o plusach.

  11. Tak czytam i wpis i komentarze i postanowiłam też się podzielić.
    Prawda jest taka że jestem w Grecji zakochana od lat i cieszę się ogromnie że mogę te 4 miesiące w roku spędzić w Grecji.
    Napiszę może nie tyle czego w Grecji nie lubię ale czego na greckiej wyspie Kos nie lubię.
    1. Węże! I chyba więcej mówić nie trzeba
    2. Dystans 30 km to wycieczka na cały dzień. Ludzie którzy mieszkają w Kefalos mają około 30 km do miasta Kos. Nawet jeśli mają samochód to dojad który zajmuje pół godziny to daaaaaleka wycieczka którą należy zaplanować od a do z i wszystkim opowiedzieć o swojej wyprawie do centrum
    3.Grecy na Kos są mniej otwarci niż np na Korfu! Są gościnni i turysta w tawernie poczuje jak podczas wzyty u cioci, ale nie jest to do końca szczere. Dowiedziałam się że osoby przyjeżdzające na Kos do pracy(również Grecy z innych rejonów) mają najniższy status społeczny na wyspie!
    Ciut wyższy status społęczny mają kobietyktóre zostają tam sprowadzone przez mężów. Mama znajomego pomimo że mieszka już na wyspie ponad 20 lat wciąż jest nazywana w zasadzie przyjezdną.
    A i mieszkańcy Kos i sąsiedniego Kalimnos są w chyba wiecznym konflikcie.

  12. Witajcie,
    Miło czyta się wasze komentarze…
    Cechą osobowości jest nasza inteligencja, a inteligencją jest przystosowanie się do warunku panujących w danym miejscu i jego otoczeniu. Obiektywne opinie mogłyby być porównaniem, jak w tytule “czego nie lubię w Grecji vs Polsce” lub jak wspomniała Dorota “najbardziej wartościowe rzeczy w Grecji vs Polsce”.

    Zaciekawiłaby mnie podpowiedź dotycząca wynajęcie mieszkania na Krecie. Jeśli ktoś miałby ochotę podzielić się doświadczeniem będę wdzięczny.
    Serdecznie pozdrawiam,

    • Cześć Gościu, który piszesz:
      “Zaciekawiłaby mnie podpowiedź dotycząca wynajęcie mieszkania na Krecie. Jeśli ktoś miałby ochotę podzielić się doświadczeniem będę wdzięczny.”

      Cóż, to temat rzeka, czy raczej – MORZE. Mieszkam w centralno-południowej części Krety – gdzie masz mniejsze miejscowości takie jak Agia Galini, Matala, Kamilari, Kalamaki, Spili, Plakias, z dala od typowych kurortów czy MIAST, kameralne wioski i miasteczka, mniej lub bardziej turystyczne. I tylko w tym rynku domów/willi/mieszkań/studio mam rozeznanie i kontakty.
      Mieszkanie na Krecie?
      Musiałbyś doprecyzować – możesz mieszkać w hałaśliwym mieście, tętniącym życiem, w wygodnym, nowoczesnym mieszkaniu z parkingiem. Albo na klimatycznej italskiej starówce, w zaułkach 500-letnich post-weneckich kamieniczek…
      Wśród Kreteńczyków, albo wśród ex-patsów…
      w polu, w “lesie”, z owcami i farmerami albo w turystycznym tyglu.
      Dom z ogrodem w stylu toskańskim, albo nad morskim urwiskiem, jak na jakichś dzikich oceanicznych klifach. Możliwości milion. Ważne, by dobrze trafić. I jeśli to ma być lokum na dłużej, całoroczne, to poza papierami, prawnikiem, formalnosciami jak np:. sprawdzanie gdzie i jak biegna kable, przez czyje sąsiednie posesje, gdzie są liczniki, kto do czego ma klucz i czy sprawy własnosciowe/spadkowe sa ogarniete (brak tu ksiąg wieczystych, rodzinne utarczki odnosnie nieruchomosci to pieklo na ziemi)
      trzeba takze:
      1. obczaić za dnia w sezonie i poza sezonem – natężenie ruchu aut i skuterów
      2. obczaić wieczorem w sezonie i poza sezonem – na obecność imprezowych kafejek, gdzie spontaniczne muzyczne sesje mogą odbywać sie kilka razy w tyg, do 05 00 nad ranem…
      3. obczaić sąsiedztwo – przyjrzeć się okolicznym mieszkańcom, nawet tym zza rogu (miałam taki plemienny kołchoz za rogiem, mało było ich widac, niestety – za to głownie słychać – niewykształceni pracownicy fizyczni z samego dołu drabiny społecznej plus gromada wrzeszczącego drobiazgu – resztki pożywienia i innych organicznych substancji – lądowaly za drzwiami, przez okno itd… Wrzaski, krzyki i pohukiwania..) Expatsi mają do sprzedania fajne mieszkanie, od kilku lat – wyremontowane, widne – niestety owo sąsiedztwo “załatwia” temat..
      4. zimą – obejrzeć stopień zalania i zawilgocenia
      5. przy wietrznej pogodzie – obczaić szczelność okien i czy przypadkiem główne okna nie wychodzą na najwietrzeniejszą stronę, na regularny “korytarz wiatrowy”
      6. latem – obczaić stopień nagrzania i przepływu powietrza, czy można zrobić życionośny przeciąg

      Gdzie chcesz mieszkać / chcesz mieć ogród warzywny/kawałek ziemi do uprawy? – to zapomnij o mieszkaniu nad samym brzegiem morza – za duże zasolenie, za dużo wiatrów, za mało żyznej gleby / jak chcesz i czy musisz w ogóle zarabiać na życie tu na miejscu? / czy planujesz zakup auta / czy znasz języki ang-niem, czy planujesz naukę greckiego /dzieci? szkoły? / jak planujesz i jak lubisz spedzać dnie?… – to wszystko mega ważne, bo naprawde można sie wkopać. Można też znaleźć idealną perełke. Tylko nie tak hop siup 😛

  13. A ja uwielbiam Dorota twojego bloga. Jestem Twoim stalym czytelnikiem od 2010 roku. Blog mi pomogl zorganizowac swoj czas – porady emigracyjne, kalendarz i “postanowienia” na nowy rok, cala ta twoja zagmatwana emigracyjna historia stawiala mnie na nogi pozytywnie kazdego dnia kiedy za granica bylo mi gorzej. Za to bardzo Ci dziekuje i mam nadzieje, ze kiedy wybiore sie na Korfu to sie spotkamy i moja wdziecznosc do Ciebie przekaze Ci osobiscie 🙂

    • Dziękuję Ci – to przemiłe słowa! Taki jest między innymi cel tego bloga: by pokazać jak z emigracją sobie jak najlepiej radzić:DD Bardzo cieszę się, że mogłam pomóc:DD Ściskam mocno i do zobaczenia na Korfu!:D

  14. Wyprobowany i skuteczny sposob na karaluchy to ciasto zarobione z boraksu i czegokolwiek spozywczego o intensywnym zapachu, np. startej surowej cebuli, piwa itp. Ciasto musi byc na tyle geste, zeby dalo sie ulepic z niego kulki, ktore rozkladamy po katach. Robactwo je zjada, co moze potrwac pare tygodni, ale potem mamy spokoj na naprawde dlugo (w moim przypadku az 2 lata).

  15. mnie najbardziej wkurza:
    1. przekonanie Greków, że są najwspanialsi na świecie
    2. to, że nie podróżują. Są zamknięci w swojej kapsule.
    3. sjesta! i zamknięte sklepy w tych godzinach
    4. strajki również

  16. Chyba pomyliłaś pszczołę z szerszeniem. Pszczoła kraińska jest niewielka, łagodna i pracowita, a przez to bardzo pożyteczna dla gospodarki rolnej i środowiska naturalnego. Szerszenie natomiast nie zapylają kwiatów, nie produkują miodu, a najgorsze, że polują na pszczoły. Pomylić pszczołę z szerszeniem, to jak pomylić Greczynkę z Turkiem.

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.