Do napisania tego postu zabierałam się już od dwóch miesięcy. Przez cały ten czas na drodze nieustannie stało „coś”. Co się jednak nie odwlecze, to nie uciecze. Mimo, że jest środek gorącego, greckiego lipca, a ja nieustannie krążę między naszymi wycieczkowymi busami, odpisywaniem na maile i organizowaniem kolejnych tras… Mimo całego letniego zamieszania, cofnijmy się o jakieś trzy miesiące… Pamiętam, że tego dnia miałam na sobie jeszcze rękawiczki i wiosenny płaszcz.
***
Ja i Jani wychodziliśmy właśnie ze szpitala, gdzie swój zabieg miał Pomidor. Pomidor zdołał wybudzić się już z narkozy, unieść chwilę wcześniej zupełnie bezwładną powiekę, kiedy prawie że mijając nas na szpitalnych schodach, do sali operacyjnej weszli rodzice Pieprza – chłopaka Olivki.
Pieprz i cała jego rodzina mieszkają w Atenach, całkiem blisko szpitala. Związek Pieprza z Olivką trwa już osiem lat, a rodzice Olivki razem z rodzicami Pieprza jeszcze nigdy się nie widzieli. Co prawda okazji musiało być sporo, bo Feta z Pomidorem do Aten wpadają całkiem często. Dlaczego więc pierwsza zapoznawcza wizyta musiała odbyć się w szpitalu i to chwilę po zabiegu Pomidora i jego wybudzeniu z narkozy? Na to pytanie nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć. A reakcją na moje zdziwienie, było jeszcze większe zdziwienie rozmówcy, na którego twarzy malowało się pytanie: „no a cóż w tym takiego dziwnego?”.
Jeszcze przed wyjściem ze szpitala Jani pozwolił sobie na jeden mały żart. Przypomniał Fecie, że ona przecież całkiem dobrze mówi po francusku, a nadarzający się moment jest doskonały, by pokazać że Sałatkowa rodzina, trzyma światowy poziom. Fety nie trzeba było długo namawiać…
W tym miejscu konieczna jest mała dygresja. Skąd bowiem Feta zna język francuski? Kiedy Jani miał siedem lat, Pomidor przez całe dwa lata pracował we Francji, gdzie na dwa lata sprowadził całą Sałatkową rodzinę. Co chwilę francuski wpływ przypomina o sobie w najróżniejszych okolicznościach. Feta co jakiś czas gotuje coś francuskiego. Dzwoni od czasu do czasu, do którejś ze swoich francuskich przyjaciółek. I kiedy tylko może – ćwiczy swoją francuszczyznę, którą przyznając szczerze – rozumie tylko ona.
-OOO! Łiii!!! – zareagowała na ten pomysł Feta, a w jej oczach rozbłysły dwie iskierki. –Tre bian! Jani, masz racje! Trzeba się zaprezentować z jak najlepszej strony!
Na dźwięk języka francuskiego wydobywającego się z ust swojej mamy, Olivka pobladła i wiedząc co się święci, natychmiast podbiegła do Janiego.
-Coś ty zrobił? Mama znów będzie udawać, że zapomniała greckiego?!?!
-Haha!
W tym momencie, Jani powiedział, że natychmiast musimy się ewakuować, bo robi się trochę niebezpiecznie.
Pokrzątaliśmy się trochę po Atenach, odwiedziliśmy kilku przyjaciół i wróciliśmy pociągiem do domu. Kiedy siedzieliśmy w pędzącym wagonie, zadzwonił telefon. Dzwoniła Olivka, ale rozmową zaczął Jani:
-I jak wizyta? Czy zrobiliśmy dobre wrażenie?
-Znajdę cię… Najpierw pogryzę… A jak już będziesz konać, to cię podpalę!
-Nie martw się siostro. Pierwsze spotkania nigdy nie są łatwe.
-Tak… Było cudownie. Tata leżał pod kroplówką, ale dał radę się przedstawić, a przez pierwszy kwadrans nawet ja nie mogłam się dogadać z własną matką, bo znów udawała, że zapomniała greckiego. Dopiero, kiedy tata powiedział, że przestanie jeść jeśli natychmiast się nie uspokoi, przypomniała sobie grecki. Ale później było już tylko gorzej…
-Co się stało…?
-Uzgodnili mi datę ślubu! Rodzice Pieprza powiedzieli, że skoro Pieprz już się ustatkował, to nie będzie hańbił rodziny i mamy wziąć ślub.
W tym miejscu potrzebna jest kolejna dygresja. Kryzys nie kryzys, ale kto naprawdę szuka, ten jednak znajdzie. I mimo, tego że wszystkie media trąbią o kryzysie, Pieprzowi udało się znaleźć bardzo dobrą pracę. Fajnie płatną. W swoim zawodzie. Z możliwością awansu.
O planach zamążpójścia Olivki wiedzieliśmy już wcześniej. Bo chwilę po wizycie w szpitalu dzwoniła do nas Feta, z informacją że jeszcze w listopadzie Olivka bierze ślub. W tym momencie nawet Olivka jeszcze o tym nie wiedziała.
-My to wszystko zorganizujemy! Wy o nic się nie martwcie! – wykrzyknęła mama Pieprza wychodząc ze szpitala.
-Tre bien – odpowiedziała Feta nie mogąc sobie darować francuskiego akcentu jeszcze na sam koniec.
I tak spotkały się dwie Grecje, doprawione wątkiem francuskim. Nasza Sałatkowa rodzina, która jak na warunki greckie jest super nowoczesna, gdzie dla nikogo nie było to problemem, że ja i Jani przez długi czas mieszkaliśmy razem bez ślubu. Ślub braliśmy cywilny, a ten kościelny mamy gdzieś tam w planach. I przywiązana do tradycji rodzina Pieprza, która napiera by przed wspólnym zamieszkaniem, najpierw oficjalnie się zaręczyć, a chwilę po tym mieć huczny ślub kościelny. Później, rzecz jasna dzieci. Tradycyjne obiady punkt 14.00 i tak dalej i tak dalej.
Olivka jest lekko przerażona, bo nie przywykła do tego, by wykonywać czyjeś polecenia i żyć według scenariusza napisanego przez kogoś innego. Mimo całego tego zamieszania, w życiu Olivki zaczyna się układać. Zła passa została zażegnana. I to co dzieje się teraz u mojej greckiej szwagierki to niezbity dowód, że przyciągamy myślami, wszystko to co mamy. Ale o tym – już w następnym poście z sałatkowej serii…
Wreszcie! Dawno już nie zaglądaliśmy w rodzinne pielesze. Kiedy wyprawa po sukienkę? W końcu Wielkie Greckie Wesele zobowiązuje… 😉
Ale kto powiedział, że to wesele tak szybko będzie?;P
O jak miło się zrobiło! Czekam z zaciekawieniem na dalszy ciąg.
Będzie jak zawsze – ciąg dalszy:D
Wszystkiego najlepszego dla Oliwki!
Feta jest dzielna, czyni starania aby błysnąć, lubię takie kobiety.
:DDD