Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – RZECZY

      W prezencie pod choinkę  od mojej siostry dostałam  książkę, która  pochłonęła mnie całkowicie  i już właściwie ją kończę. „Sztuka sprzątania. Uporządkuj swój dom i swoje życie” Dominique Loreau. Wiem, że dla niektórych tytuł może brzmieć co najmniej dziwnie. Dla mnie ta książka jest jednak doskonałym komentarzem moich obserwacji, na temat tego jak bardzo o swoje domy dbają Greczynki.  Po przeczytaniu zupełnie przestałam się temu dziwić.
      Loreau jest również autorką książki na temat życiowego minimalizmu oraz „Sztuki prostoty” (obie  już umieściłam na mojej obowiązkowej liście lektur). Z pochodzenia jest Francuzką, ale od około trzydziestu lat mieszka w Japonii. Książka nie jest bynajmniej poradnikiem w stylu „Perfekcyjnej pani domu”. Uczy innego podejścia do sprzątania, organizowania przestrzeni w której funkcjonujemy i  życia, tak aby nie tylko w pomieszczeniu, ale również w głowie panował harmonijny porządek. Wyrobić  sobie nawyk odkładania przedmiotów  na miejsce. Sprzątać na bieżąco, zamiast urządzać wielkie porządki raz na kwartał. Używać jedynie  kilku najprostszych środków do czyszczenia, które są ekologiczne jak i bardzo tanie.  Oraz przede wszystkim… zmienić  podejście do przedmiotów,  które  w codziennym życiu są nam potrzebne; co znaczy posiadać  tylko i wyłącznie te, które rzeczywiście używamy. Ten ostatni punkt, zainteresował mnie najbardziej.
     Mając w perspektywie spędzenie  kilku tygodni w moim dawnym  pokoju pomyślałam, że jest to doskonały moment, żeby zrobić gruntowne porządki, wg wskazówek płynących z książki. Raz, a dobrze. Podobno Japończycy robią tak  zawsze przed 1 stycznia,  by Nowy Rok przywitać „na czysto”.
      Porządkowanie całej przestrzeni zajęło  mi prawie  dwa dni. Przejrzałam wszystkie kąty, szafki, szafeczki oraz  szuflady. Oddałam, wyrzuciłam, zutylizowałam wszystko czego nie używałam. Pięć(!) worków ubrań, których już nie nosiłam, a zawsze myślałam, że może jeszcze kiedyś będą mi potrzebne,  nawet jeśli wkładając je czułam się jak z innej epoki.  Cały plik starych gazet „jeszcze do poczytania”, jakbym miała czas czytać co w gazetach było rok, dwa,  a nawet trzy lata temu. Stosy  notesów, notesików w najróżniejszych kolorach i rozmiarach – wspomnienie po mojej dawnej papierniczej manii. Wraz z ich wyrzuceniem, czuje że również i owej manii się pozbyłam. Dziesiątki kaset jeszcze z okresu mojego dzieciństwa. A przecież ja nawet nie mam magnetofonu! Worek nadłamanych długopisów, które bardziej skrobią niż piszą, świeczników, ozdóbek o wątpliwych walorach estetycznych i rupieci z cyklu „a może jeszcze kiedyś się przyda” oraz pamiątek,  których znaczenia już nawet nie pamiętam. Ach! Jeszcze notatki  z okresu studiów i najróżniejszych kursów, które „jeszcze kiedyś mogą być niezbędne”, jakby samych książek było mało, a internet od jutra miał przestać istnieć.
      Taszcząc wszystkie  worki i woreczki, myślałam sobie ile na to wszystko wydałam pieniędzy? Po co właściwie były mi te rzeczy? Kiedy naprawdę używałam  je po raz ostatni? Ile czasu i energii na nie zmarnowałam, męcząc się przeświadczeniem, że mam jeszcze kiedyś do nich wrócić. Kto ma na to czas? Przecież on tak szybko pędzi…
     Kiedy wyrzuciłam ostatni worek  pomyślałam, że nigdy więcej nie kupię niczego, bo jest „urocze, słodkie, ładne albo do czegoś tam się przyda”. Kiedy następnym razem przyjdzie mi kupić nowy przedmiot, zastanowię się pięć razy, czy rzeczywiście jest mi on potrzebny.
     Na szczęście  z uporządkowaniem całości zdążyłam przed pierwszym stycznia, dokładnie tak jak  robią to Japończycy. Kiedy wyrzuciłam ostatni worek i uporządkowałam już całą przestrzeń, z uczuciem swoistego oczyszczenia otworzyłam okno, żeby odświeżyć  również  powietrze. Wyłączyłam światło, zamknęłam drzwi i wyszłam  na sylwestrową imprezę.
     Tegoroczny Sylwester spędziłam w małym, ale przemiłym  gronie. Bez wielkich fajerwerków, za to z lampką wyborowego wina w dłoni. Jakby i Sylwester wpasował się do mojego noworocznego  nastawienia, że „mniej znaczy więcej”.
      Kiedy nad ranem pierwszego stycznia weszłam do mojego pokoju, poczułam że panuje w nim zupełnie inna energia. Był nie tylko czysty. Przede wszystkim było w nim miejsce na nowe życie, nowe decyzje, emocje i  doświadczenia.
      Położyłam się do łóżka, rozumiejąc co miała  na myśli moja znajoma Greczynka, kiedy mówiła że jednym z przyjemniejszych uczuć w życiu, jest chowanie nóg do świeżej pościeli. Kiedy prześcieradło jest jeszcze sztywne, a poduszka pachnie  powietrzem.
     Zasypiałam w przeświadczeniu, że to najszczersza prawda, że szczęścia nie da się kupić. Że chowa się ono w codziennych, najbardziej niepozornych chwilach, które najczęściej dajemy sobie sami. Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam. Myślę, że rok 2014 może być naprawdę wspaniały.
~  ~  ~  ~
      Co prawda ten post tym razem odbiega od  tematu samej Grecji, ale miałam wielką ochotę się z Wami nim  podzielić. Tymczasem, pora powrócić do głównego wątku bloga i przejść do  tego, co słychać u Sałatki. Narobiło się trochę zaległości jeszcze z grudnia.

5 myśli nt. „Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – RZECZY

  1. <>
    Oj, moja droga, wierz mi, bo jako kobieta w wieku “cirka about” połowy drogi do wieczności mam w tym doświadczenie, że jeszcze wiele takich rzeczy kupisz, a po stosunkowo krótkotrwałym użytku i odpowiednio długim czasie zalegania tych rzeczy postanowisz je wyrzucić, doznając przy tym znów tego uczucia oczyszczenia. Historia kołem się toczy i nie uwierzę, że nawet uporządkowane Greczynki są wolne od tego zjawiska. I dobrze, bo radość jest podwójna, raz z nabycia, drugi raz z “pozbycia’….

    • Z tego co obserwuje, to w greckich domach takich zbędnych rzeczy, jest jednak znacznie, znacznie mniej. Myślę, że po przeczytaniu tej książki moje nastawienie do przedmiotów się jednak zmieniło i naprawdę będę na nie uważać.

  2. A ja czekam na dalsze losy Sałatki! Oliwka przecież miała lecieć do Dubaju 🙂 Aż musiałam cofnąć się do Twoich staszych wpisów, bo pamiętałam, że coś z losów tej rodziny mnie zaciekawiło i nie było jeszcze na blogu odpowiedzi.
    Nie każ mi czekac kolejnych dwóch miesięcy 🙂

    Wracając do obecnego wpisu – chyba też muszę zająć się moim gratowiskiem 🙂
    Pzdr.
    Aga

    • Przepraszam, za to czekanie:))) Tekst o Olivce i Dubaju jest już nawet gotowy! Także niebawem będzie! Ale czekających postów, jest już tyle, że nie wiem co powinno być pierwsze:)) Olivka na bank będzie!:)) Ściski!

Skomentuj Dorota Kamińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.