Całkiem niedawno polski internet obiegły zdjęcia, na których w zamrażarkach działu mięsnego jednej z sieci supermarketów, sprzedawane były prosięta. Pewnie nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że małe prosięta sprzedawane były w całości, na dodatek obklejone szczelnie przezroczystą folią. Widok, jak dla mnie – makabryczny. Jednak, mieszkając w Grecji do takich widoków mimowolnie trzeba się przyzwyczaić.
Jak dotąd jest to jedyny post, do którego robiąc zdjęcia nie miałam najmniejszej przyjemności. Kilka razy mnie zemdliło. Ale również i tak właśnie wygląda prawdziwa Grecja. Z góry uprzedzam wszystkich estetycznych wrażliwców, że patrząc na te zdjęcia również może zrobić się Wam niedobrze…
Tak właśnie wyglądają sklepy mięsne w Grecji. Wyroby typu szynki, kiełbasy, wszelkiego rodzaju wędliny, pasztety są rzadko spotykane. Te sprzedaje się zazwyczaj w zwykłych marketach. W typowych sklepach mięsnych zwierzęta są w całości, w znaczeniu dosłownym, pozbawione jedynie skóry. Takie zwierze (trudno mi nazwać je mięsem) również w całości wędruje na sklepową witrynę. Widać dokładnie oczy, ogon, kończyny przednie i tylne, często również wystający język. Bardziej niż sklepową wystawę, mi przypomina to raczej zwierzęce prosektorium. Kura koniecznie musi mieć swój dziób i pazury. A królikom zostawia się nieogolone kity. Najbardziej przerażający jest dla mnie widok głowizny. Makabra, jak sceny z taniego horroru.
Faktycznie dość makabryczne. Te małe owieczki leżące na boku, jak śpiące dzieci z rączkami wyciągniętymi przed siebie…
Dobrze to zauważyłaś… Dowiedziałam się ostatnio dlaczego to tak właśnie funkcjonuje. Jak usłyszałam odpowiedź, to prawie spadłam z krzesła. No, ale to już temat na następny post…
Te zdjęcia są straszne. Kupujesz w tych sklepach i potem gotujesz z tego mięsa?
Nie… Z oczywistych względów kupuje tylko w markecie.
Tam wyżej odpowiedziałam ja, tylko zapomniałam się zalogować:)
Drogie Panie, to jest mięso i wygląda całkiem nieźle. Z takiego mięsa, można zrobić wspaniałe potrawy. Ale może faktycznie nie jest to widok dla kobiet, bo moja żona, nawet ryb nie jest w stanie patroszyć, a co dopiero królika oprawić. To robię w kuchni ja. Tyle, że potem wiem co jem, czyli zdrowe mięso, bez konserwantów, polepszaczy itp.
Chyba jestem co najmniej w połowie facetem, bo mam takie samo podejście – mięso na tackach nie rośnie, jak ktoś niżej słusznie zauważył. 🙂
Co nie znaczy, że lubię oprawiać – nie dlatego, że się brzydzę, tylko to jest zwyczajnie czynność bardzo pracochłonna i wymagająca sporej wprawy, o ile całość nie ma pójść na gulasz, bo do niczego innego nie będzie się już nadawać. 🙂 Na zabicie też nie mam dosyć siły, a męczyć zwierzę niepotrzebnie to bez sensu – lepiej skorzystać z fachowca.
Ale do takiego sklepu weszłabym bez problemu i zaordynowała odpowiedni kawałek – tak się to zresztą robi w Hiszpanii, o ile jest pod ręką wyspecjalizowany sklep rzeźniczy. Wisząca półtusza nigdy nie robiła na mnie wrażenia – albo chcę jeść mięso, albo nie…
Tiaaa, jest sporo osób, które uważają, że jak mięso jest na tacce w sklepie to jest OK, ale jak widzi choćby kurczaka bez piór powieszonego za nogi, to już jest coś bardzo niedobrego. Niestety, ale mięsko na tackach nie rośnie.
Dokładnie, zgadzam się na 100%. Mięso “na tackach nie rośnie”!