Jesień rozgościła się w Grecji na dobre. Temperatury bardzo spadły. Na zewnątrz coraz częściej pada i potrafi wiać niemiłosiernie. Definitywnie skończył się już sezon letni.
A co słychać u mnie? Po raz kolejny przekonałam się o tym, że jeśli się coś skrupulatnie planuje, życie najczęściej płata niezłego figla, plącze wszystko i powoduje, że wychodzi na opak. Zakładałam, że latem będę intensywnie pracować, a jesienią sobie odpocznę. Stało się zupełnie odwrotnie! Dostając od życia klapsa, z pracy wróciłam niespodziewanie wcześnie i lato miałam dla siebie. Zsynchronizowana ze zmianą pory roku, już od początku września koncentruje się na pracy. Ku mojej uciesze, wraz ze spadkiem temperatury, moja mobilizacja wzrasta;)))
Upalne, greckie lato sprzyja relaksowi. Wtedy też najlepiej się myśli i podejmuje najcelniejsze decyzje. Podczas jednego z takich upalnych dni spędzonych gdzieś nad morzem, przy zimnej kawie stwierdziłam, że czas powiedzieć sobie wprost… Pisanie przestaje być już jedynie pasją i sposobem na wypełnienie czasu wolnego. Zdaje się, że w moim przypadku, małymi acz konsekwentnymi krokami, staje się czymś w rodzaju profesji.
Do teraz nie chce mi się wierzyć, ale dokładnie wykaligrafowane cyferki, zakreślone na różowo w kalendarzu, mówią same za siebie. Nie stanowią jeszcze pokaźnej sumy, ale są realne. A to jest najważniejsze. I pokazują mi czarno na białym, że na swojej ulubionej czynności zarobiłam już pierwsze pieniądze. Suma niewielka, ale duma – nieopisana. Tak więc będąc na formalnym jedynie bezrobociu i znów wysyłając CV, całymi siłami koncentruje się na pisaniu.
Każdy, kto jest pracownikiem i swoim szefem w jednej osobie, wie że to połączenie nie jest proste. Wymaga ogromnej samodyscypliny, wewnętrznej punktualności i samozaparcia. Moim zdaniem, najtrudniejsza jest rzecz, która wydaje się najbardziej błaha, czyli – pracowanie w domu. Jest to straszliwie trudne, zdaje się przede wszystkim dla kobiet. Podczas pracy w domu zawsze można przecież „w tak zwanym międzyczasie”: podlać kwiatka, odkurzyć przedpokój, nastawić wodę na zupę, włączyć pranie. I tym sposobem wszystko niekontrolowanie rozciąga się po całej dobie, która ma przecież tylko 24 godziny… Horror!
Najlepszym dla mnie rozwiązaniem byłaby przyjazna czytelnia gdzieś w okolicy, albo jeszcze lepiej coś w rodzaju Starbucksa. Niestety, ten ostatni najbliżej jest w Atenach… Pozostaje więc kilka okolicznych kawiarenek. To właśnie do jednej z nich by popracować przychodzę już w poniedziałek z rana, żeby również miło zacząć cały tydzień. Nie ma nic przyjemniejszego niż dobra kawa o poranku!
W godzinach porannych w mojej kawiarence, nie wliczając mnie, najmłodszy klient ma około 60 lat… Zazwyczaj przychodzą panowie. Przy mikroskopijnych filiżankach z grecką kawą, albo ze szklaneczkami ouzo, spędzają godziny. Albo nic nie mówią, patrząc srogo w morze, albo krzyczą między sobą, nigdy nie uznając sytuacji pośredniej. Na początku spoglądali na mnie spod oka, ale nawet do najdziwniejszego widoku można się przyzwyczaić i pomimo, że bynajmniej nie zlewam się wizualnie z resztą klienteli, przestano zwracać na mnie uwagę. Ja też po czasie machnęłam ręką i przestałam się czymkolwiek przejmować. Czasem zdarzyło mi się nawet zapomnieć na chwilę gdzie jestem i już o mały włos spytać dziadka siedzącego obok, jak pisze się „po prostu”, razem czy osobno, bo zawsze zapominam… Na szczęście za każdym razem w porę gryzę się w język.
Tę właśnie kawiarenkę, niemalże jak kot wyznaczyłam sobie jako „moje” miejsce. Stało się to definitywnie, kiedy kilka tygodni temu kelnerka przyniosła mi moją ulubioną plotkarską gazetę, mówiąc z uśmiechem, że ten egzemplarz jest jeszcze ofoliowany.
W ubiegłym tygodniu wydarzyło się coś jeszcze. Na swoim miejscu siedziałam jak zwykle. Odkleiłam oczy na chwilę od ekranu, żeby pomyśleć „co by tu jeszcze?” i zahipnotyzowałam się bajecznym widokiem na morze. Tego dnia było trochę pochmurno, ale nie było za to najmniejszego wiatru. Morze było tak spokojne, jakby medytowało, a tafla wody prawie jak lustro. Myślałam, że mi się tylko przewidziało… Ale delfin wyskoczył z wody drugi, trzeci i czwarty raz, za każdym razem spowolnionym ruchem zanurzając się w statycznej wodzie. Jakieś siedem metrów od brzegu czyli jakieś dziesięć od mojego stolika. Był to jeden z najpiękniejszych i najbardziej niesamowitych widoków, jakie widziałam w życiu. Pomyślałam, że to musi być mój znak. Że w końcu jestem na dobrej drodze.
W ostatniej chwili zdążyłam zrobić zdjęcie. Nie oddaje ono jednak ani trochę magii chwili. Ale jest dowodem, że mi się to nie przyśniło…
Pracowitego poniedziałku! Podobno szczęście przychodzi do nas częściej, im ciężej pracujemy…
Info organizacyjne! Posty z cyklu „Zacznij lekko poniedziałek” pojawiać się będą w co drugi poniedziałek rano. Nie co tydzień, ponieważ innych tematów jest bardzo dużo. W poniedziałki, w których nie będzie cyklicznych postów na blogu, zapraszam na Sałatkowego Facebooka, gdzie zawsze znajdzie się coś lekkiego ;)))
Przeczytaj więcej…
No to ja już czekam na książkę “Sałatka po grecku, czyli/albo horiatiki po polsku”! Wiesz, jak mało pozycji o życiu w Grecji (nie licząc przewodników) jest na polskim rynku wydawniczym? O Toskanii napisano całe tony tomów, a w kwestii Grecji jakoś posucha… Wiem, bo szukam, i nie znajduję! Chyba znalazłaś niszę i masz dar, żeby ją zapełnić. Powodzenia!
PS. Rezerwuję jeden z pierwszych egzemplarzy książki, z autografem….
Tak, na moje szczescie takich pozycji jest bardzo malo… Tak wiec trzymaj kciuki, moja mrowcza praca tymczasem trwa:) A rezerwacja rzecza jasna z wielka przyjemnoscia przyjeta!:DD
Szczęście rzeczą subiektywną jest, więc nie ma na co czekać, tylko czas zacząć się starać, żeby jakiś polski wydawca się zainteresował, coś komuś podesłać, gdzieś zagadać (mailowo rzecz jasna, może Znak, albo Pruszyński?). Możesz i umiesz, widać to po twoim blogu. A jeśli chodzi o kciuki, to moje już zsiniały od trzymania… Już to widzę! Pachnący świeżym drukiem egzemplarz “Sałatki…”, hmmm!
Jest mi niesamowicie milo! Mam nadzieje, ze Twoja wizja sie niedlugo sprawdzi. Ale coz… Tak jak piszesz, trzeba poprostu zabierac sie do pracy! Dzieki za kciuki!!! Pozdrawiam!
Jestem troszkę idealistką i planuje podobnie jak Ty. A co za tym idzie? Efekty identycznie jakie napisałaś wyżej. Teraz jest jesień, a pracy przede mną masa.
Pozdrawiam! 😉
http://worldknowledge.bloog.pl/
Powodzenia w pracy i wszystkich wyznaczonych celach! Pozdrawiam!:)