Cytryna jest jedną z moich ulubionych sałatkowych postaci. Sama więc nie wiem, dlaczego pojawia się dopiero teraz. Ale do rzeczy… Trzeba szybko nadrobić zaległości!
Cytryna to ciotka Janiego. Jest jedną z dwóch sióstr Fety, jak również matką nieokiełznanego Ogórka. Wraz ze swoim mężem oraz Ogórkiem prowadzą wielobranżowy sklep, mieszczący się kilka ulic od centrum miasta. Jest to jeden z tych sklepów, w których znajdziecie absolutnie wszystko. Mimo że ceny są sporo zawyżone, do tego typu mini marketów wpada się od czasu do czasu, jeszcze w domowych kapciach, dosłownie na chwilę, bo przy niedzielnym śniadaniu zabrakło do kawy kilku kropel mleka.
Spośród wszystkich innych, ten sklep nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jak to się więc dzieje, że tak prężnie działa? I nawet Ogórek, który z chęcią zamordowałby każdego klienta, nie zdołał zrujnować całego interesu? Odpowiedź jest krótka… Za całym sukcesem stoi jedna osoba. Jak najpewniej już się domyślacie, jest to Cytryna.
Ciotka Janiego jest genialną sprzedawczynią, ale i zakochaną w swoim nałogu zakupoholiczką, do czego (nie ukrywając niuansów) sama się przyznaje. Cytryna zawsze powtarza, że nigdy się nie zmieni, bo zakupy po prostu kocha. Sedno tkwi więc tym, żeby jak najwięcej na nie zarobić. Tak więc, podobnie jak sama Cytryna, interes rodzinny kwitnie nieustannie.
Wejście do łazienki w domu Cytryny to wielka przygoda. Każda taka wizyta jest jak podróż do świata piękności. W tej łazience jest wszystko, dosłownie wszystko, co z kosmetykami jest związane. Jestem święcie przekonana, że jeśli cokolwiek pojawiło się na rynku kosmetycznym – Cytryna na pewno już to ma! Często w dwóch egzemplarzach. Kremy do twarzy. Balsamy do ciała. Najróżniejsze szczotki, wałki do włosów. Suszarki i prostownice. A przy tym wszędzie cienie do powiek, róże i lakiery do paznokci, w każdym odcieniu i kolorze jaki jest na tym świecie. Tak na marginesie… Czy wyobrażacie sobie Ogórka w takiej łazience…
Od czasu do czasu do Cytryny przykleja się jakiś pomysł. Cytryna nie potrafi spocząć aż do momentu, kiedy całkowicie go nie zrealizuje. W te wakacje było to między innymi nakłonienie Ogórka do odwiedzin monastyru pod wezwaniem świętego, który jest jego patronem. Ta misja wydawała się co najmniej niemożliwa, zważywszy na to że Ogórek jest komunistą, ateistą, wielkim fanem muzyki metalowej i niczym wiecznie zbuntowany nastolatek, na wszystko jest na „nie! nie!! i jeszcze raz nieeeee!!!”.
Nie wiem co takiego zrobiła Cytryna, ale mimo wszystko Ogórek udał się do owego monastyru. Podobno narzekał przez całą drogę, jednak w konsekwencji nie tylko tam poszedł, ale zapalił również w intencji swojego patrona świeczkę.
W te wakacje Cytryna zamarzyła o czymś jeszcze. Wydaje się, że nic specjalnego, bo było to… sadzone jajko… Z lekko ściętym żółtkiem… Trochę chrupiącego boczku… Sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy… Kawa i tyle!
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Cytryna postanowiła zrealizować (a raczej zjeść) swój pomysł na wyspie Thassos, która na całe szczęście nie była zbyt daleko.
Czy wyobrażacie sobie płynąć na wyspę prawie dwie godziny tylko po to, żeby zjeść sadzone jajko, poczym z niej wracać…? No cóż… Cytryna oczywiście nie popłynęła sama. Do swojej wyprawy postanowiła nakłonić wraz z Pomidorem, Fetę.
Ponieważ Feta uwielbia szalone pomysły swojej siostry, przekonanie jej nie było żadnym wyzwaniem.
-Nie! Nie!! I jeszcze raz nieeeee!!! – padła odpowiedź Pomidora, którą łatwo dało się przewidzieć. Jednak następnego ranka, tuż po swojej negatywnej odpowiedzi, Pomidor siedział na promie, który obrał kierunek wyspy Thassos.
-Twoja siostra jest szalona! I ty też! – mówił przez całą podróż pod nosem.
W lokalu nr 1 jajko okazało się stanowczo nazbyt wysmażone, w związku z czym żółtko było za twarde. Taka sama sytuacja powtórzyła się w miejscu nr 2. A przy podejściu trzecim, jajko było wyraźnie nieświeże.
Podczas pamiętnej wyprawy, również i Pomidor zjadł całe 4 śniadania, skomponowane z dokładnie tych samych składników. Jak można się domyślić, za każdym razem zapierał się rękami i nogami. Mimo tego jadł, ale i mówił, że Fetę razem z Cytryną, zamknie w domu wariatów. Na całe szczęście dla dziewczyn, śniadanie z numerem 4 było takie jak należy. Tuż po jego zjedzeniu, można było spokojnie odpływać do domu.
Również i w tym przypadku mi samej nie chce się wierzyć w to co piszę, ale i ta historia jest jak najbardziej prawdziwa. Zdaje się, że tylko Pomidor jeszcze nie doszedł do siebie i sam wciąż nie daje wiary, że dał się tak wmanewrować.
Uwielbiam chodzić na kawę w towarzystwie Cytryny. Żal jest mi tylko biednych kelnerek…
-Słuchaj… Mam dla ciebie specjalne zadanie… – tak Cytryna zaczyna każde swoje zamówienie. – Zrobisz mi grecką kawę! Ale uwaga… Nie taką zwyczajną. Wsyp nie dwie, a jedną i pół łyżeczki kawy. Do tego jedną łyżeczkę cukru i jeszcze ćwiartkę. Dodaj trzy łyżki mleka, ale broń Boże nie takie prosto z lodówki. Mleko musi być lekko podgrzane, ale tak żeby nie było parzące. Chce żeby bąbelki w mojej kawie były drobne! A filiżanka ma być duża, bo z tych mikroskopijnych niewygodnie się pije. I nie zapomnij o tym małym, cynamonowym ciasteczku!
Co jednak w całej tej historii jest najważniejsze? Cytryna zawsze dostaje dokładnie to, czego zażąda. Tymczasem ja nie przestaje się temu przyglądać… To znacznie lepsze niż nawet najdroższy kurs manipulacji.