Jak poznałam naszego policjanta?… czwartek, 7 marca 2013

 
 
    -Gdzie jesteś? Dzwonie do ciebie już piętnaście minut! – w słuchawce usłyszałam głos Janiego.
    -Tylko się nie denerwuj… Możesz przywieść mój dowód osobisty na posterunek policji? – odpowiedziałam.
   
 
    Jak wiadomo, w takich momentach stwierdzenie „tylko się nie martw / nie denerwuj” raczej  nie uspakaja.  Kiedy całkiem uprzejmy policjant poprosił mnie o dowód, okazało się że oczywiście go nie mam. W mojej torebce było wszystko – prócz najważniejszego.
     Sołtys tymczasem nie tracił ani minuty. W drodze na posterunek udzielił groźnie brzmiącej reprymendy jakiejś starszej pani. Ponoć jej kury przechodziły przez płot i wałęsały się po ulicy. „I jak to wygląda?!” – tłumaczył  babci. „Przecież jesteśmy w mieście!”. No tak, w mieście, którego liczba mieszkańców nie przekracza jednego tysiąca. Babcia obiecała jednak poprawę, więc sołtys był udobruchany.
 
    Po dziesięciu minutach znalazłam się na posterunku policji. Wprowadzono mnie do jakiegoś pokoju, ale nic nie widziałam. Panowała w nim  całkowita ciemność. Ktoś pomógł mi usiąść na twardym, niewygodnym krześle. Kiedy prosto w moje oczy nakierowano świecącą  ostrym światłem lampą, myślałam że oślepnę.
    -Kim jesteś? Kto cię tu przysłał? I kim są twoi współpracownicy? – powiedział szorstki głos, w którym nie słychać było żadnej emocji.
    Gdzieś w tle świeciło małe, zielone światełko. Wiedziałam, że cała rozmowa musi być  nagrywana. Tak więc każdy mój  błąd, mógł  skończyć się naprawdę źle. Pierwsza myśl, która pojawiła mi się w głowie: „gdzie schowałam ten  cholerny błyszczyk!?”.
 
    Ok… w dwóch akapitach wyżej moja wyobraźnia trochę  podryfowała :))) Wróćmy  więc do rzeczywistości…
 
    Nasz posterunek policji nie różnił się chyba niczym od typowego posterunku w typowej polskiej wiosce. Dwa niewielkie pokoje, w których unosił się zapach starego urzędu. Kilka biurowych  mebli, ciemno – czerwone,  przesiąknięte dymem papierosowym zasłony. Na biurku policjanta stała niedopita  jeszcze kawa. Na parapecie obok – typowo męski przejaw chęci udekorowania przestrzeni, czyli wyschnięta pelargonia, z  pokaźną kolekcją niedopałków w doniczce.
    Policjant spokojnie wysłuchał zeznań sołtysa i usłyszał podejrzenie, że mogę należeć do ukraińskiej bandy, która obrabowała dwa mieszkania. Jak się okazało nie dwa miesiące, ale dwa lata temu… Policjant spojrzał na sołtysa. Później  spojrzał na mnie. Potem raz jeszcze na sołtysa, do którego powiedział:
    -Nikos, chyba trochę poniosły cię emocje. Ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz tak sam zatrzymywać ludzi na ulicy.
   -Ale  sam mi mówiłeś… Że nadal szukamy tych włamywaczy! Tak jak kazałeś, mam oczy i uszy otwarte.
   -Przecież te włamania były dwa lata temu.
   -Ale rabusiów jeszcze  nie złapałeś! A ta dziewczyna…  zachowywała się naprawdę podejrzanie… – sołtys powiedział to tak, jakby już przestał  w to wierzyć.
   -Nie mogłem tego zignorować… – dokończył cicho pod nosem.
 
    W czasie czekania na Janiego, policjant uruchomił stary komputer, który najpierw charknął, a później zaczął głośno buczeć. Pięć minut później na klawiaturze, która wyglądała jak zrobiona z klocków Lego, wystukałam adres do Sałatki. Na ekranie pojawiły się znajome brzoskwinie.  Odszukałam posta, gdzie były zdjęcia z miasteczka. Był to właśnie ten:  Kiedy w końcu spadnie śnieg?
   
   Sołtys jak i policjant przylepili się do ekranu. Przez chwile nic nie mówili, oglądając zdjęcia dokładnie.
    -To nasze miasteczko  jest w internecie?  – spytał sołtys.
    -Przecież sam pan widzi. – odpowiedziałam.
    -Nikos – to samochód twojego brata. – powiedział policjant pokazując na starego, zielonego Nissana.
    Sołtys wybuchł głębokim, niepohamowanym śmiechem, który dochodził z samego dna jego wielkiego brzucha.
    -Hahaha! Samochód Taksiarhisa! Muszę mu to pokazać!!! Co za historia! A co masz ciekawego jeszcze? – pytał dalej.
    -Tutaj są na przykład propozycje greckich śniadań. Niech pan zobaczy zdjęcia. Sama robiłam i bardzo się przy nich napracowałam. A tutaj są ciekawe miejsca w Grecji – cały cykl o Atenach i opowieści „z życia wzięte”. Tutaj jest kilka postów o greckich zwyczajach. A tu na przykład jest  wyjaśnione „co to są souvlaki”?
    -Jak to co?  No, przecież wiadomo! – powiedział sołtys.
    -Dla pana to jasne. Ale ktoś, kto nie mieszka w Grecji o souvlaki nic nie wie.
    -Hahaha! A to ci dopiero! – skwitował sołtys.
  
    Kiedy policjantowi i sołtysowi robiłam test czy są prawdziwymi Grekami ( Jak rozpoznać prawdziwego Greka? ),  wszedł blady jak ściana Jani. Tymczasem wyszło, że obaj są stuprocentowymi! A sołtys jest Grekiem nawet na dwieście! Jeszcze raz, dokładnie mi wyjaśnił dlaczego na kraj potocznie nazywanym Macedonią, powinnam mówić Skopie. Tak… grunt to utrwalać wiedzę…
   Kiedy Jani stał w drzwiach i przełykał ślinę, atmosfera była już przyjacielska. A sołtys zaczął przepraszać. To znaczy… ponieważ Grekiem jest dwustuprocentowy, słowo „przepraszam” oficjalnie paść nie mogło. Powiedział jednak co innego:
   -Chyba rzeczywiście poniosły mnie emocje… Jestem taki wybuchowy… Ojej… A ty tak pięknie pokazujesz naszą Grecje i na dodatek zepsułem ci piękną sobotę…
   -No nich pan się nie przejmuje. Zdarza się…
   Policjant wytłumaczył Janiemu, że nic się nie stało i żeby się  uspokoił. Tymczasem, wyprostowany jak struna sołtys patrząc mi prosto w oczy, dokończył:
   -Słuchaj, jak będziesz czegoś potrzebować, jakiejś pomocy do artykułów, czy tak … życiowo – to przybiegaj do mnie. Zawsze ci pomogę!
    Przyjacielskim gestem sołtys poklepał mnie po plecach, a ja odpowiedziałam krótko:
   -Dziękuję.
 
    Zdjęcia, które stały się przyczyną całego zajścia musiałam skasować jeszcze przed przyjazdem policjanta. Inaczej, zdaje się – nie uszła bym z życiem. Zdjęcia poniżej i powyżej, to te które z tego dnia się zachowały.
 
 

 
 
   I podsumowując…
 
·         zasada numer 1 – jednak działa!
·         sołtysa za słowo trzymam i kiedy tylko pojawi się potrzeba, nie będę mieć obiekcji żeby się przypomnieć…
·         od  czasu tego zajścia – w wiosce jestem już znana; nie wiem tylko na ile mam się z tego cieszyć… zdaje się, że nadal jestem kojarzona z bandą ukraińskich włamywaczy
·         teraz już zawsze, kiedy wychodzę gdzieś sama, Jani żegna mnie słowami: „tylko zachowuj się tak, żeby znów nie zgarnęła cię policja. A przynajmniej… się postaraj!”
 
 

 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 
 

24 myśli nt. „Jak poznałam naszego policjanta?… czwartek, 7 marca 2013

  1. Uspokoiłam się….Szkoda zdjęć, bo te, które pokazujesz dają pojęcie jaki był piękny dzień, więc białe prześcieradła i lazur nieba wyglądały by wspaniale. Można by o Twojej przygodzie nakręcić filmik pod tytułem “Złodziejka pościeli” robiąc przy tym konkurencję “Złodziejom rowerów” Viscontiego. Duża buźka!

    • W gronie Polek w Grecji i owszem, poza tym raczej nie. Oficjalnie znany jest jedynie Dzien Matki (pierwsza niedziela maja) ale i to pod warunkiem posiadania dzieci w przedszkolu. Laurka musi byc 😉

    • Rozmarzylam sie przez chwile, ze chcialabym tam mieszkac, ale szybko przyszlo orzezwienie. Nie chodzi nawet o rozrywki, ale raczej o prace. Dobrze, ze Ci to pisanie dobrze wychodzi. Juz wczesniej myslalam, ze moze moglabys podjac jakas prace w tym zakresie?

    • Nie ukrywam – moim żywiołem jest duże miasto! Więc mieszkanie we wiosce jest dla mnie trudne.W temacie mojej pracy – jest bardzo ciekawie – ale o tym w swoim czasie:) A za pisanie – trzymaj mocno kciku!Dzięki za komentarze i pozdrawiam!!

  2. Haha 🙂 Tekst i zdjęcia z iskrząca się woda są jak słodki lukier przykrywający cały bajzel tego tygodnia :)Te wieczór będzie z uśmiechem na buźce (pomimo pracy):)

  3. Jestem troszkę rozczarowana brakiem greckiej pachnącej pościeli na tle wiosennego słońca ale te zdjęcia również ogląda się z prawdziwą przyjemnością :)pozdrawiam

  4. A Tobie Dorota radze zainwestowac w wiekszy zoom bo roznie moze byc 😉 Grecy jak wiadomo tolerancyjni i przyjazni obcokrajowcom jedynie w sezonie.

  5. Haha, co za historia! 😀 No sława się na całą wioskę rozprzestrzenia, niebawego będzie Grecja, a później to już tylko reszta świata 😉 Czytając takie przygody moje życie wydaje mi się takie zwyczajne i spokojne 😀

  6. Przygody normalnie jak w filmie 🙂 Padam ze śmiechu. Może to dziwnie zabrzmi ale zazdroszczę 🙂 Na pewno nie jest łatwo żyć w innym kraju i w dodatku daleko od większego miasta ale takiego spokoju to się nigdzie nie zazna

Skomentuj Anonymous Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.