Burza w szklance wody… czwartek, 12 lipca 2012

     Zdarzyło się to już dobrych kilka tygodni temu. Potraktujmy więc to jako małą retrospekcję…
    Był to jeden ze zwykłych dni, w okresie kiedy pomieszkiwaliśmy jeszcze w domu kuzyna – Czosnka. Powoli pakowaliśmy już nasze walizki, bo ciągle przesuwany w czasie termin przeprowadzki, zbliżał się wielkimi krokami.
    Stałam w łazience i myłam zęby. Zadzwonił telefon. Odebrał go Jani, a ja chcąc nie chcąc zrozumiałam całą rozmowę. Całe szczęście w tym nieszczęściu…
***
     Zgodnie z telefoniczną zapowiedzią, Feta wraz z mężem przyjechali jakieś trzy dni po naszej przeprowadzce  do Cytrynowego Domu. No cóż – w warunkach, kiedy jedynym meblem jest  podwójny materac, o prawdziwe goszczenie jest dość ciężko. Ale  najbliższej rodzinie trudno odmówić. Ja jednak  nie przestawałam drapać się po głowie, próbując dociec, o co w tak wczesnych odwiedzinach chodzi?
     Feta z Pomidorem musieli spać właściwie na podłodze. Jakoś tą noc  przeżyli. Rano Jani znalazł się w pracy, Pomidor wciąż coś naprawiał, a ja z Fetą zostałyśmy same. Ranek dość szybko minął i wielkimi krokami zaczęła zbliżać się pora obiadowa. Trudno jest gotować bez lodówki i kuchenki. Więc razem z Fetą  uzgodniłyśmy, że najlepszym daniem, które możemy wspólnie zrobić, będzie … sałatka po grecku.
-Nie tnij tak cienko tego ogórka. – powiedziała Feta, kiedy zabierałam się za pierwszy składnik. – W oryginalnej sałatce, wszystkie składniki tnie się  grubo.
-Kawałki są w sam raz. – grzecznie odpowiedziałam. – Nie można przesadzać też w drugą stronę.
-Dorota, dziecko drogie – przecież dobrze wiem co mówię…
-Pani Feto, te plastry są naprawdę dość grube. Właśnie takie są idealne.
-Czy chcesz, żeby ktoś się tym ogórkiem udławił? Przecież to dla waszego dobra!
-Z całym szacunkiem – to lekka przesada. – odpowiedziałam trochę hamując emocje.
     Feta tymczasem wzięła drugiego ogórka i zaczęła ciąg go w kilkucentymetrowe plastry.
-Zobacz jak to się naprawdę robi – ja cię nauczę. Poza tym, Jani naprawdę nie lubi, kiedy plastry są za cienkie.
-Nie zauważyłam, żeby miał z cienkimi problem.
-Wiesz co… To może ja wszystko dokończę.
      Stanęłam jak wryta, kiedy dosłownie odepchnęła mnie od deski z nożem, a z ręki wyrwała ogórka.
-Ty możesz właściwie już iść, ja tu  wszystko do końca zrobię.
     Przełknęłam znacząco ślinę. Ogórek, nóż, deseczka do krojenia oraz wielka miska z motywem cytryny, należały przecież do mnie.
-A tak w ogóle… Miałam ciebie zapytać: dlaczego w tym domu wszędzie są cytryny? Czy to jakiś motyw przewodni? – mówiła podczas krojenia. – Wygląda to  trochę tandetnie. Lepiej by tutaj pasowały róże. Dajmy na to … czerwone. Jak ja je lubię! Nasadzimy je tu wszędzie. Zobaczysz – dopiero wtedy będzie naprawdę pięknie!
     W tym momencie straciłam nad sobą kontrolę. Nie myślałam nad tym co robię. Odepchnęłam Fetę i wyrwałam jej z ręki nóż. Pokrojone plastry ogórka zaczęłam ciąć na jeszcze mniejsze. Tym razem to Fetę zatkało.
-Co ty wyprawiasz?! – podeszła do mnie i mnie spoliczkowała.
     Zabolało. Ale starałam się niczego nie pokazać. Z szafki,  która była  obok wyjęłam wielki mikser – prezent od Fety. W przeciągu trzech sekund znalazły się tam wszystkie kawałki ogórka i zmieniły się  w ogórkowe  puree.
-Ty nie masz za grosz szacunku! Poza tym, o gotowaniu nic nie wiesz! – powiedziała i uderzyła mnie po raz drugi.
    Po jednym ciosie można zagryźć zęby, ale kiedy ignoruje się ten drugi… Z kuchenki  wyjęłam wielką patelnię. Zamachnęłam się raz, ale  porządnie …
-Boże … Co tu się dzieję? – powiedział Jani, kiedy wszedł do kuchni. Wszystkie talerze były porozbijane. Nie uchowała się ani jedna szklanka. Mikser ze zmiksowanymi ogórkami, leżał w częściach  na podłodze. Gdzieś pomiędzy pobitym szkłem, widać było wyrwany z mojej głowy kłębek włosów. Z nosa Fety leniwie  leciała krew. Firanki, żaluzje – ściągnięte na podłodze. Przewrócony  kosz na śmieci. Właściwie wszystko co było w szafkach i szufladach znalazło się  na zewnątrz.
-Co wy robicie? – spytał Jani.
-Synku! Synusiu! Ona cię chciała zabić i to… ogórkiem! – Feta wstała z kitką na włosach, która przemieściła się do samego ucha, po czym  rzucała się Janiemu w ramiona. Nie zdążyła jednak, bo pod moją ręką była druga, jeszcze większa patelnia…
***
   Obudziłam się cała zlana potem. Byłam dosłownie mokra. Spojrzałam na zegarek – dochodziła czwarta nad ranem. „Boże, co to był za koszmar?”. Poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. W lustrze spojrzałam sobie prosto w oczy. Jak to dobrze, że to nie była rzeczywistość. Złapałam się za włosy – na szczęście  miałam je wszystkie. Znikły też wszystkie rany i zadrapania. Co za sen…
    Następnego dnia rano, Jani zadzwonił do domu. Są w życiu sytuacje, kiedy można  odrobinę skłamać. Powiedzieliśmy,  że przeprowadzkę znów przesunięto i musimy nadal  czekać. Wizytę Fety z mężem trzeba było więc przesunąć.  To było jakieś rozwiązanie, ale dobrze  o tym wiedziałam – tylko tymczasowe. Wizyta miała odbyć się przecież nieco  później…

16 myśli nt. „Burza w szklance wody… czwartek, 12 lipca 2012

  1. Cóż za groza! Dobrze, że to tylko sen, ale czytając to zaczęłam w duchu dziękować, że moja “teściowa” specjalnie z niczym się nie wtrąca,a już bynajmniej nie dyktuje mi jak gotować 😉

  2. Hehehe, dobre.Witam w klubie_posiadaczek_ greckich_ tesciowych! Zawsze to jakis upgrade towarzyski: zagraniczna tesciowa 😉 Na pocieszeni dodam, ze wszelkie niepowodzenia przez kilka pierwszych lat mozna zawsze zwalac na oslawione na roznice kulturowe.A cytryny nie sa tandetne, bo nie.

  3. Uwazam, ze ten tekst moze byc bardzo krzywdzacy. Klopoty z tesciowymi to zazwyczaj podkolorowanie pewnych sytuacji. Czesto to obydwie strony maja cos na sumieniu:)

    • Temat “teściowa” jest w Grecji bardzo ważny! Trudno to jednak ugryźć. Zdaje się, że w pełni obiektywne mogą być tylko wyroki sędziego:)) Dlatego właśnie zdecydowałam się na konwencję snu i taki, a nie inny tutuł – to wskazówka, że tekst trzeba traktować z przymrużeniem oka.

  4. Ja jestem teściową ale dobrze pamiętam jak to jest być synową choć nie mogę narzekać bo moja teściowa zawsze była ok. Staram się brać z niej przykład i zwracam uwagę na zalety mojej synowej nie myśląc o wadach, bo mnie też daleko do ideału (jak większości z nas). A jeśli chodzi o plasterki ogórka to w razie czego zaproponuj słupki albo dla świętego spokoju zgódź się na takie dwucentymetrowej grubości, może to niezły pomysł?

    • Ehhh… wiadomo – nikt idealny nie jest.Podobno, że relacja między synową, a teściową jest najtrudniejszą jaka istnieje w rodzinie! Mogę dodać już od siebie: teściwa z południa jest podwójną trudnością.Te plasterki ogórka… Nie chodzi tak naprawdę o ich grubość – pod tym kryje się znacznie więcej… :))))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.