Uwielbiam soboty w okolicach południa. Wydaje mi się, że w tedy każde miejsce na tej planecie kipi życiem. Dzisiaj około dwunastej, siedząc i relaksując się w jednej z małych kawiarenek w centrum i popijając moją ulubioną kawę po grecku, uświadomiłam sobie, że przecież ten kraj chcąc nie chcąc pogrążony jest w kryzysie… Wciąż szukam namacalnych dowodów, że poza relacjami w telewizji, on naprawdę istnieje. Rzeczywiście – realia nijak się mają do tego co widać w mediach. A może jednak? Czy myślicie, że ci ludzie na zdjęciach rozmawiają właśnie o kryzysie?