Pewna delikatna kwestia…środa, 31 sierpień 2011

        Doprawdy nie wiem za bardzo jak poruszyć temat pewnej delikatnej kwestii, która chodzi mi po głowie już jakiś czas. Myślę więc, że może zacznę trochę z innej strony, a meritum sprawy ujawni się samo…
       Nasza grecka przeprowadzka odbyła się trochę ponad dwa tygodnie temu. Fakt, że na lotnisku prawie płakałam, mając w głowie myśl, iż na wieki opuszczam Ojczyznę,  a na dodatek wisi nade mną tragiczna wróżba wahadełka, wydaje się być już zupełnie inną epoką. Nie myślę, że mam tu żyć tylko dwa lata – naprawdę! A jeśli nawet – być może będą to dwa najpiękniejsze lata życia? Mniejsza z resztą z tym…
     Każdego ranka wstaję i patrzę przez  balkon na bezkres morza. Z dania na dzień moja skóra staje się bardziej brązowa. Ograniczyłam ilość kosmetyków do minimum, bo przy tej pogodzie i tak nie ma to sensu. Na dodatek codzienne pływanie,  sprawiło że już nie pamiętam nawet jak kiedyś bolał mnie kręgosłup. Wiele życiowych, codziennych spraw, wydaje się być prostsza. Już nawet przyzwyczaiłam się do faktu, że nadal nic nie wiadomo, co będziemy robić w najbliższej przyszłości i udało się mi znaleźć jakiś psychiczny spokój w tym wielkim baraku życiowej stabilizacji. 
     Wczoraj rano zadzwonił do Janiego telefon. Był to jego kuzyn czyli Ogórek, który prócz bycia kuzynem jest również najlepszym przyjacielem Janiego,  z którym właściwie się wychował. Ogórek jest  odrobinę starszy niż Jani i  za jakiś czas będzie miał 30 lat, co jak wiadomo w naszej kulturze jest pewną granicą, mobilizującą do zastanowienia się nad sobą, zadania sobie popularnego pytania: co zdążyłem/am przez ten czas osiągnąć? Mimo, iż moja granica 30stki, jest dość odległa – ja zadaje sobie to pytanie już od jakiegoś długiego czasu  i wciąż się oczywiście tym… stresuje. Ogórek za pewne nigdy sobie tego pytania nie zadał i być może nigdy nie pojawi się w jego głowie. Jego postawę życiową można by zamknąć w słowach „nie chcę od mojego życia niczego nadzwyczajnego – i dajcie mi wszyscy święty spokój!”.
     Na jego życiowe nieszczęście wygląda bardzo dobrze, czego niestety nie dało się zepsuć przez bardzo niezdrowy tryb życia. Mimo, iż jest cukrzykiem nigdy nie je niczego co jest zielone! Pali paczkę dziennie, a jedynymi płynami jakie dostarcza organizmowi w ciągu dnia jest kawa  z lodem i cola – dzięki Bogu w wersji „lajt”. Nie wiem – być może w tym  też jest sekret, bo koło Ogórka zawsze krąży jakaś piękność. Przez trzy lata miał dziewczynę, która bez problemu mogłaby się znaleźć na okładce jakiegoś magazynu o modzie. Szczerze jej jednak powiedział, tak samo jak każdej innej, że niestety, ale niczego od siebie nie może jej dać, ale jak już tak bardo chcę to mogą się widywać. Dziewczyna robiła co mogła, jednak przez trzy lata, nie udało się wydobyć z Ogórka chociażby cienia nadziei na jakiekolwiek zaangażowanie, odrobinę czułości.  No cóż, kuzyn powiedział wprost jak sprawę widzi i słowa dotrzymał.
      Ogórek zadzwonił, żeby zaprosić nas na wspólne wylegiwanie się na plaży wraz z jego przyjaciółmi. Spotkaliśmy się około południa. Kiedy tylko położyłam się na ręczniku i zamknęłam oczy, cudownie się relaksując, poczułam że coś łaskocze mnie w nos. Już nie zdziwiło mnie to co zobaczyłam, bo Ogórek zwykle się tak ze mną wita: przystawił mi do nosa swoją wielką, śmierdzącą stopę. Od jakiegoś czasu systematycznie się rewanżuje, ale przy jego paluchach, moje pomalowane na różowe paznokcie  u nóg, to tylko jakaś niegodna uwagi parodia…
       Pogoda była wspaniała, plaża i morze jak z pocztówki, a ja byłam…jedyną osobą, która tego dnia pływała, ponieważ nikomu innemu prozaicznie się nie chciało. Kuzyn w tym czasie został poddany przymusowemu masowaniu pleców, jego nowej dziewczyny, której usilnie mówił, że nie chce masażu, w gole nie lubi jak go ktoś dotyka. Ale dziewczyna z fascynacją patrząc na Ogórka, nie dała sobie przemówić do rozumu.
     Po kilku godzinach udaliśmy się do domu, w którym mieszka Ogórek w raz z całą rodziną. Siedzieliśmy razem przy stole, trochę rozmawialiśmy o niczym, relaksując się po odpoczywaniu na plaży….Kuzyn w tym czasie brał prysznic, a jego dziewczyna sprawdzała coś w komputerze. Po chwili wyszedł z łazienki, ubrany w puchaty, biały szlafrok…..i….. puścił bąka, który zagłuszył wszelkie inne słyszalne odgłosy w pobliżu…
      Naprawdę, nie było możliwości, żeby udać, że się tego nie słyszy. Nastała więc kilkusekundowa martwa cisza, po której część osób w mieszkaniu, jak gdyby nigdy nic wróciła do rozmowy, a część zaczęła się głośno śmiać.
    Doskonale zdawałam sobie sprawę, że tylko ja mam minę, która mówi że trwam obecnie w życiowym szoku, a Jani przejęty moją reakcją po prostu znalazł się między młotem, a kowadłem i zupełnie nie wie co zrobić ze swoją twarzą.
    No cóż, krótki czas potem poszliśmy  do domu, ale ta sprawa wciąż nie dawała mi spokoju. Myślałam, że wiem o tym kraju już sporo i nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogą mną zaskoczyć, ale to był jednak spory szok.
     Akurat jak weszliśmy do domu, mama Janiego już czekała z obiadem. Cała rodzina zasiadła do jedzenia, ale moja delikatna kwestia wciąż nie dawała mi spokoju. Postanowiłam więc spytać o to wprost mamę Janiego i Olivki, które w żaden sposób nie były zażenowane moim pytaniem.
-Ogórek puścił przy tobie bąka? – spytała mama Janiego. Kończąc później sama…
-No, cóż on tak po prostu ma.
-Mój chłopak też przy mnie to notorycznie robi. – dodała Olivka wpychając sobie do buzi frytki.
         Zaraz, zaraz….Jeszcze raz przetłumaczyłam to sobie w głowie.. Chłopak Olivki…puszcza przy niej bąki…Spytałam Janiego – czy na pewno – dobrze zrozumiałam….
-No pewnie! Puszcza przy mnie bąki! Nie przeszkadza mi to, ale za to, jak mu się przy mnie odbije….- w tym czasie Olivka prawie, że wstała od stołu, nieustannie żując frytki i  wskazując   palcem na podłogę dokończyła – To mu każę natychmiast wychodzić z pokoju i mówię do niego jak do psa – ty wieśniaku, jak możesz! – po czym Olivka zarzuciła do tyłu swoje piękne, długie czarne włosy i z  powrotem siadła na krzesło sięgając po jeszcze większą porcję frytek.
-Za raz …. za raz….Chwilkę…- dodała po chwili zastanowienia…
-To Jani przy tobie tego nie robi?!!
-No…nie….
-Jani, no naprawdę…-powiedziała mama, patrząc na niego z nieukrywaną dumą.
-Jak ja cię wychowałam….
-No…no….- dodała Olivka – Gentleman!
       I tak właśnie po tej rozmowie doszło do mnie, że mam przy sobie prawdziwy skarb. A przynajmniej na pewno w skali Grecji.
       Jednak  całkiem na poważnie, to znów nadziwić się nie mogę, jaki wpływ ma na nas i nasze życie kultura, w jakiej przychodzi nam żyć, która tak  determinuje nasze postrzeganie świata. Dopiero teraz to do mnie dochodzi…
PS.
Zapowiadany przez babcię Oliwę obiad naprawdę się odbył. Siedziałam cały czas obok niej. Dzięki Bogu, Jani nie  musiał już zadawać za mnie pytań, bo nauczyłam się zadawać je sama. Spytałam się między innymi, o to czy jest szczęśliwa. Powiedziała, że tak, zwłaszcza kiedy wszyscy tak razem siedzimy i się głośno śmiejemy. Jest to z pewnością jedna z najbardziej fascynujących osób, jakie było mi do tego czasu dane poznać. Oby żyła 1000 lat!

 
     

3 myśli nt. „Pewna delikatna kwestia…środa, 31 sierpień 2011

  1. Czytam i czytam, i czekam na więcej. Zgrabnie budujesz historie, które nie tylko dają estetyczną satysfakcję, ale dodatkowo wywołują uśmiech na twarzy. Gratulacje i ciesz nas dalej, 1000 lat.PS Usunęłam poprzedni komentarz, bo znalazłam literówki 🙂

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.