Od samego początku lipca, temperatura poniżej 40 stopni nigdy nie spada. A od dwóch miesięcy padało… raz! Nie mam pojęcia jak w takich warunkach radzą sobie te biedne rośliny, ale ja nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez zimnej kawy. Zdaje się, że ta najzimniejsza wersja, której podstawą jest sam lód, jest teraz najlepszym rozwiązaniem. Na dodatek, co jest ogromnym plusem, prawie taką samą robią w Starbucksie. To nic, że liczba mieszkańców mojego miasteczka ledwo co przekracza tysiąc. Kiedy ze szklanką mrożonej kawy wychodzę na balkon, już pierwszy łyk przenosi mnie do samego Nowego Jorku! Zupełnie jak na Manhattanie…
A oto jak tą kawę zrobić…
Podstawą mrożonej kawy z mlekiem jest oczywiście lód. Przygotowania trzeba jednak zacząć najlepiej już dzień wcześniej. Zamraża się bowiem nie wodę. Głównym składnikiem jest kilka kostek dobrze(!) zamrożonej kawy!
SKŁADNIKI:
· kilka kostek zamrożonej kawy
· pół filiżanki kawy o pokojowej temperaturze
· zimne mleko
· cukier
· słomka do picia
JAK TO ZROBIĆ:
Kilka kostek dobrze zamrożonej kawy…
|
… zalewamy zimnym mlekiem (prawie do końca szklanki)…
|
…teraz dodajemy cukier… |
… oraz około pół filiżanki kawy o pokojowej temperaturze (tak żeby wraz z kostkami lodu porcja kawy pokrywała się z zawartością tradycyjnej filiżanki).
|
Teraz potrzebny jest blender – mieszaninę dobrze blendujemy.
|
Jak przy każdej zimnej kawie, przydają się słomki. I gotowe! Tak wygląda kawa po spotkaniu z blenderem!
|
Aż się zimno robi od myślenia o tej kawie, co też człowiek jeszcze wymyśli aby jakoś przetrwać te upały, dzięki za przekazanie pomysłów od bardziej zaprawionych w bojach niż my. Pozdrawiam
Na upały ta kawa naprawdę najlepsza! Ja dziś już nie daje rady… jakieś 45 stopni… Wszystko się rozpuszcza – idę robić kawę:DD
Jak sie pisze- “z wszystkich” czy “ze wszystkich” ????
No właśnie! Ja teraz poprawiłam, bo lepiej brzmi mi jednak “ze wszystkich”. Ale do końca nie jestem pewna. (Sprawdzałam na google i są różne wersje.)Czy leci z nami polonista???:DDD
Dorotko, z przyjemnością wypróbuję przepis na tę pyszną kawę. Miałam spore zaległości w śledzeniu zaprzyjaźnionych blogów wiec dziś nadrobiłam nieco zaległości. Po przeczytaniu o Twoich zmaganiach z Fetą szczęka mi opadła…Ale wybrnęliscie z sytuacji modelowo! mam nadzieję że nauczka poskutkowała. A Twoja kicia jest śliczna (uwiebiam rude koty) choć nasza łaciata Santana też jest niczego sobie. Pozdrawiam serdecznie!
Witam! Tak, już po burzy! Już chyba nawet trochę o niej zapomniałam – na szczęście pamięć nie jest doskonała:))) Tymczasem od kilku dni naprawdę cierpię z nadmiaru słońca i wysokiej temperatury, więc po raz kolejny nie obędzie się bez kawy – kostki właśnie się mrożą:)))Jeśli chodzi o kotkę – ta na zdjęciu jest też śliczna, ale tym razem nie moja. Moja też jest łaciata!