Mimo dzielącej nas od domu Sałatki odległości (8 godzin jazdy samochodem), nasz kontakt z wszystkimi składnikami, jest można powiedzieć – wzorcowy! Greckie rodziny są spójnymi organizmami i naprawdę każdy tu za każdym stoi. Nawet jeśli się jest daleko – mentalnie zawsze jest się blisko domu.
Mój grecki pozostawia jeszcze wieeele do życzenia, Olivka nie jest również idealna z angielskiego. Nie przeszkadza to nam jednak, żeby do siebie dzwonić i ze sobą rozmawiać. Każda mówi w języku, który aktualnie ćwiczy, a ten kto słucha nie może się tej językowej akrobacji nadziwić. Kobiety rozmawiają jednak najczęściej językiem duszy i właśnie dlatego tak świetnie się dogadujemy JAle do rzeczy…
Kiedyś myślałam, że Olivka niczym się w życiu nie przejmuje i zawsze jej nastrój to 10 w skali dziesięciu. Niestety, ostatnio i ją dopadła chandra. Powód jest dość prozaiczny – Olivka nie znosi swojej pracy i chce przekwalifikować się … na gwiazdę … opery – o pierwszych krokach w karierze operowej, jednak w swoim czasie, bo to szalenie ciekawa sprawa… Wiem – brzmi naprawdę intrygująco J
Olivka jest logopedą. Pracuje w prywatnej szkole ćwicząc z dziećmi, które mają problemy w nauce i przede wszystki w mówieniu. Nie znosi tej pracy, ponieważ jak mówi: musi chodzić do niej prawie codziennie, pamiętać o tym żeby się nie spóźnić i na dodatek się do niej przebierać. Po półtora roku pracy, przeżywa więc wypalenie zawodowe.
Patrząc na to obiektywnie, myślę sobie, że to wielka szkoda. Szkoda dlatego, że Olivka nie zdaje sobie sprawy jak dobra jest w tym co robi. Dobra, to nawet stanowczo za mało powiedziane. A żeby to zobrazować, przytoczę pewną sytuację…
Kilka miesięcy temu, kiedy mieszkaliśmy jeszcze razem z Sałatką, wyszliśmy z Janim przejść się po mieście. Olivka miała akurat przerwę na lunch. Pomyśleliśmy więc, że odbierzemy ją z pracy i pójdziemy zjeść coś we trójkę.
Po tym co zazwyczaj od Olivki słyszałam, myślałam że jej praca polega głównie na ćwiczeniu z dziećmi prawidłowego wymawiania „d” i „t”, „p” czy „b”. Ustawianiu drobnych językowych usterek, tak żeby „te małe smarki” – jak nazywa podopiecznych Olivka, mówiły po grecku idealnie. Byłam więc przekonana – eh … nic istotnego.
W tym przekonaniu trwałam do mementu, kiedy od budynku jej pracy otworzyły się drzwi. Wyszła z nich mała dziewczynka, w wieku lat około dziesięciu. Stanęłam jak wryta, bo nigdy w życiu takiego dziecka nie widziałam. Dziewczynka właściwie nie mogła chodzić ani też stać, a poruszała się podtrzymywana z góry przez swojego ojca. Każda jej kończynka powyginana była w swoją stronę, ruchów ciała nie mogła również kontrolować. Na jej widok, serce człowiekowi ściskało. Czułam jak łzy same napierają mi do oczu. Szybko musiałam je ukryć.
Po chwili drzwi znów się otworzyły i wyszła zza nich Olivka.
-Cześć Zoica[1]! – wykrzyknęła jak gdyby nigdy nic.
-Cześć Olivka. – odpowiedziała dziewczynka, ale trudno było ją właściwie zrozumieć.
-Hej smarku – a dokąd to właściwie pędzisz?
-Idę już do domu, skończyłam właśnie zajęcia. A mogłabym mieć teraz lekcje z tobą?
-Wykluczone! – odpowiedziała Olivka. – Mam teraz przerwę na obiad i idę na frytki.
-Poszłabym chętnie z tobą…
-To wyrwij się i ucieknij tacie – będę siedziała obok. – powiedziała schylając się do dziewczynki i mrugając do niej zawadiacko okiem. W tym samym czasie ojciec parsknął śmiechem. Również ja z Janim.
-A tak w ogóle to co robiłaś w weekend?
-Byliśmy z rodzicami w kościele.
-Ekstra! Też bym poszła! A gdzie jest ten kościół? – pytała dalej, właściwie wykrzykując.
Zoica skupiła się maksymalnie i rysując paluszkiem w powietrzu, zaczęła tłumaczyć.
-Najpierw musisz wyjść z mojego domu, później skręcasz w prawo, potem w lewo, później jeszcze raz w prawo i tam jest ten kościół.
-Poczekaj, jeszcze raz – muszę zapisać. – Olivka naprawdę wyjęła kartkę i z poważną miną tą obrazową instrukcję zapisała. Rzecz jasna – każdy na świecie, wie gdzie mieszka Zoica! Tymczasem ojciec zaczął małą trząść, bo nie mógł powstrzymać śmiechu.
-Słuchaj… – kontynuowała Olivka. – Ale jak następnym razem przyniosłabyś mi obiad to mogłybyśmy mieć dodatkową lekcję razem.
-Naprawdę! … Ale nie mogę – bo wtedy ja będę głodna.
-No, to musisz się zdecydować!
-Dobra, to odłożę ci trochę z talerza. A co chcesz jeść?
-Jednego kotleta, frytki i dwa plastry sera feta. Powtórz!
-Kotlet… przepraszam… już zapomniałam…
-Jeszcze raz! Skup się smarku: kotlet, frytki, dwa…
Ojciec prawie nie wytrzymał i kiedy jego córka ze skupieniem zapamiętywała: kotlet, frytki, dwa plasterki sera feta, śmiejąc się prawie wypuścił Zoicę z rąk. Olivka i Zoica jeszcze długo sobie konwersowały, jakby czas się zatrzymał. Zoica jest w Olivce wprost zakochana i mimo, iż zapomniała przynieść na lekcję kotleta, dodatkowa lekcja, o którą błagała odbyła się.
Jak później wyciągnęłam od Olivki, Zoica to tylko jeden z wielu trudnych przypadków. Z problemami w rozróżnianiu „p” od „b” raczej nikt nie przychodzi. Wiele jest za to dzieci autystycznych, które w wieku 6, 7 lat jeszcze nie mówią. I być może nigdy w życiu nie powiedzą pełnego zdania. W czasie lekcji, często milcząc – śmieją się za to na całego. Olivka zamiast ślęczeć nad literkami, pisze im po buzi i po rękach. Wkłada im do nosa i uszu kredki i ołówki. Każe przepisywać cyferki, które napisała sobie na … brzuchu. Dzieciaki, które już coś mówią, są przez nią zmuszane do mówienia właściwie wszystkiego. Wciąga je przy tym w zawsze poważnie brzmiące dyskusję: dlaczego właściwie dziewczyny muszą nosić długie włosy, co trzeba mieć w szafie tego lata, dlaczego lepiej jest mieć chomika niż starszego brata?
Często kiedy idziemy ulicą, jakiś dzieciak z radością podbiega do Olivki.
-Olivvvkkka! – zazwyczaj biegnąc krzyczy mały pacjent.
-Hej smarku! Znów będziesz udawać, że nie umiesz wyraźnie mówić? Co dziś u ciebie słychać? … – i tak zaczyna się trwająca długo zazwyczaj rozmowa.
[1] Zoica (wymawiane przez „c”) to zdrobnienie od greckiego imienia Zoi. To chyba jedno z najpiękniejszych greckich imion. W tłumaczeniu na język polski Zoi oznacza – Życie.
Jak to czasem łatwo biadolić….Właśnie niedawno napisałam @ na temat polskiej służby zdrowia, a tu proszę taki pozytywny post! Na prawdę dziękuję.Pozdrawiam,A.
Ja myślę, że jednak większość w życiu, a przynajmniej bardzo dużo zależy od nas. Szczególnie, przede wszystkim nastawienie:))Ściski!
Olivka ma talent, dar. Jakże tacy ludzie potrzebni są innym, może czasem sami nie wiedzą jak bardzo. Dzieci szczególnie czują takich ludzi i lgną do nich. Pozdrawiam
Oj tak, to jest prawdziwy dar! Szkoda tylko, że ona naprawę sobie nie zdaje z tego sprawy. Próbowałam ją uświadamiać, ale na próźno wszelkie “poważne rozmowy”…:))
Bardzo pięknie to opisałaś. Mam nadzieję że to tylko chwilowy kryzys i Olivka jednak pozostanie ze “smarkami”, śpiewać każdy może, ale okazać serce bez sentymentalizmu, to dopiero sztuka! I przypomnij Olivce ode mnie, że na scenę też się trzeba przebierać! W pewnym sensie zresztą mogę ją zrozumieć bo będąc pielęgniarką, też nie lubiłam przebierania w pracy.
Ja mam wielką nadzieję, że z tej operowej kariery nic nie wyjdzie, bo jak na teraz – nie można tego słuchać…:)))Olivka naprawdę ma czerwone jak nie wiem co serce. Myślę,że takich “cichych” bohaterów dnia codziennego jest wiele. Warto ich szukać – również w sobie:))Ślę uściski do Włoch! Czy już po porannej kawie??:DDD