Kiedy wracaliśmy z zakupów w Ikei, jadąc z dwuosobową rozkładaną kanapą, stolikiem, nowym zestawem kołdra + poduszki, ręcznikami, garnkami, talerzami i wszelakimi sprzętami niezbędnymi przy starcie (w tym zapachowe świeceJ), nastąpiła … mała zmiana planów…
Przyznaje się bez bicia – dałam się przekupić Janiemu zakupami z w sklepie kosmetycznym, jeśli tylko przetrzymam kilka, trzy, góra cztery noce u jego kuzyna. Jak się okazało, z mieszkaniem przyznanym z pracy jest problem – co prawda jest przyznane, ale nikomu nie śpieszy się z przekazaniem kluczy … Wiadomo – w Grecji nikomu nigdzie się przecież nie śpieszy. Całkiem zabawne jest to w wakacje, ale kiedy w grę wchodzi codzienne życie i załatwianie codziennych spraw, często pięści zaciskają się same, a zęby mimowolnie zaczynają zgrzytać.
I tak z całym nowym dorobkiem plus moimi wielkimi walizami z lotniska, znaleźliśmy się u Czosnka – czyli kuzyna Janiego. Jak wiadomo, każdy typowy Grek, kuzyna posiada w każdej części kraju, a być może – jak mi się wydaje – w każdej części świata. Czosnek z niczego nie robi problemu i z uśmiechem na ustach, w sumie ciesząc się że przez kilka najbliższych dni będzie miał towarzystwo, powiedział, że możemy zostać tak długo jak tylko chcemy.
Tak też wylądowaliśmy w małym pokoiku, w którym obecnie poza zastałym tam łóżkiem, mieści się owa dwuosobowa kanapa. W konsekwencji wchodząc do pokoju, trzeba od razu zdejmować buty, bo właściwie całą powierzchnię zajmują łóżka. Pod spodem lub ewentualnie w kątach, gdzie jest choć trochę przestrzeni, prócz garnków i talerzy z Ikei, są poukładane walizki oraz różnego rodzaju pudła. Ubrania są właściwie wszędzie, bo nikt nie ma siły ich chować, problem pojawia się jednak – kiedy trzeba coś odnaleźć, dajmy na to skarpetkę do pary – wtedy dopiero w pokoju czuć adrenalinę.
Starałam się szukać pozytywów, przyznaje – to bardzo trudne… Jedyne co przychodziło mi do głowy, to co by nie powiedzieć – wszystko mam pod ręką! Ale właściwie … jest internet i komputerów ci u nas dostatek… Jest mój notebook i wielki stacjonarny komputer Janiego z gigantycznym ekranem i całym zestawem pokaźnych głośników, cały ten sprzęt zajmuje pokaźną przestrzeń pokoju. Problem pojawia się, kiedy przychodząc z pracy Jani uruchamia całe to ustrojstwo. Niestety, po przebytej drodze przez pół Grecji, komputer trochę się popsuł i kiedy działa, chodzi tak głośno, jak suszarka. Dzięki Bogu przegrzewa się po maksymalnie 30 minutach i z wielkim zgrzytem gaśnie. Jani zazwyczaj wali wtedy głową w biurko, ale ja czuje ulgę – suszarka przestaje buczeć.
Najtrudniejsze były pierwsze dni. Każde szykowanie się gdzieś zabierało mi dwie godziny. Znaleźć cokolwiek w tym rozgardiaszu, to prawdziwa umiejętność. Na szczęście człowiek szybko się uczy, dostosowuje nawet mimowolnie(!) do sytuacji, czas szykowania powoli się skracał, a każda odnaleziona skarpetka wywoływała dziecinną niemalże radość.
Problem w tym, że kilka dni pomieszkiwania u Czosnka zamieniło się w tydzień, a ten niepozornie przeszedł w dwa… Mogłam się tego domyśleć i nie dać przekupić, ale mądry Polak po szkodzie.
Ratunku przed samounicestwieniem szukałam więc poza domem. Niestety – na próżno… Miasteczko, które jest w zasadzie większą wioską sprawia wrażenie zupełnie bezludnego. Czasem tylko spotkać można wyrzucającą śmieci babcię lub przebiegającego przez ulicę kota. Tęskniąc za moją kotką, zawsze staram się go dogonić, przynajmniej jemu pomarudzić i powiedzieć jak jest mi tu źle i smuto – nawet jednak koty nie chcą mnie wysłuchać. Wszystko sprawia tu wrażenie jakby było tymczasowe, a i ludzie przystanęli tu tylko na trochę. Popracować, zarobić i odjechać. Są dwa sklepy, mała piekarnia, poczta i bank. Na tym kończy się tutejszy świat.
Siedziałam więc przerażona wszystkim co mnie tutaj otacza. Wydawało się, że już jedną burzę pokonaliśmy, ale przyszła nowa – być może jest jeszcze większa.
Siedziałam więc czekając – sama nie wiem na co – i być może już prawie bym się załamała, gdyby nie…
… przypomniała mi się jedna bardzo ważna rzecz…
(c.d.n.)
Główna ulica miasta |
Droga do sklepu |
Centrum! |
Pani Doroto, kiedy kolejny odcinek??:))
Podobno dobrze jest czasem potrzymać czytelnika w niepewności – nic nie mogę więc zdradzić:)))
Życie płata różne figle, te w Twoim życiu wydają mi się bardzo ciekawe. Pozdrawiam
Życiowy figiel – to bardzo dobre określenie tego co się teraz dzieje…
Bo czasami NIE WAZNE GDZIE – WAZNE Z KIM nie wystarcza.
hmmm…trudno powiedzieć…myślę, że pewnym rzeczom trzeba poprostu dać czas.
No no, to się porobiło. Trzymam kciuki za szybkie postępy z mieszkaniem i cierpliwość. Poniekąd Cię rozumiem, bo kiedy się przeprowadzałam, mieliśmy w obecnym mieszkaniu ze znajomymi pomieszkać tylko góra parę miesięcy. Szukaliśmy nowego lokum akurat i znaleźliśmy szybko, ale tak oto parę miesięcy trwa już pół roku, a ja czuję się nieraz jak Holly Golightly trzymając nasze ubrania i rzeczy w walizkach i pudłach na podłodze 😉
Te cholerne pudła i walizki – chyba będę potrzebować sporo czasu, żeby nie czuć mdłości kiedy na nie patrzę. Szafa, wieszaki – wydają mi się teraz tak niesamowitymi wynalazkami.A to takie zabawne Justyna, że obie wyjechałyśmy jak się orientuję w podobnym czasie i nasze historie w zasadzie są tak bardzo podobne! Również trzymam za Ciebie i Maurycego kciuki!!!! I szybkiej przeprowadzki – czy jesteście już po???
Jeszcze dalej czekamy na klucze 🙂 A powiem CI, że to dość częsta przyczyna emigracji wśród kobiet 🙂 W mojej grupie w szkole połowa kursantek przyjechała tu dla swojego partnera, Holendra :)Ściskam mocno i nie daj się tym walizkom!
Taki los – nas Polek:)) Trzymam się dzielnie i nie daje łatwo za wygraną:))
Ja su, Przez zupełny przypadek znalazłam Twój blog i to chyba najfajniejszy przypadek jaki mnie ostatnio spotkał 🙂 Też jestem Polką (tylko z polskim mężem i polską córeczką), która mieszka na greckiej ziemi (dokładnie na wyspie Zakynthos) i bardzo fajnie jest poczytać o “wspólnym” życiu w tej słoneczej krainie. Jeżeli pozwolisz nadrobię trochę zaległości a jeżeli chcesz mnie lepiej poznać zapraszam na naszą stronkę pzdr Asia
Wielkie dzięki – to niesamowicie miłe! Stronę jutro dokładnie prześledzę! Jestem teraz zawsze bardzo ciekawa wszelkich emigracyjnych historii!Miłego więc czytania i zawsze gorąco zapraszam do kontaktu!:))