Część 1:
A oto kolejnych 10 rzeczy, które można tylko i wyłącznie w Polsce. Zawsze będę za nimi tęsknić. Ale teraz wiedząc, że są tak bardzo unikatowe przy każdym powrocie, będę cieszyć się nimi co najmniej 10 razy bardziej! Warto zdawać sobie sprawę z istnienia tych polskich skarbówJ I przede wszystkim – chwalić się nimi i nieustannie je promować!
1. Kiszonki – chodzi oczywiście o ogórki i kapustę kiszoną. Ten niesamowity smak jest typowo polski i absolutnienigdzie nie da się go zastąpić. Plus, oczywiście szczególnie kiszona kapusta uznawana jest za szalenie zdrową. Słyszałam, że w podobny sposób jak kiszone ogórki, kisi się również oliwki. No, oliwki są przesmaczne, ale to jest już zupełnie inna historia.
2. Śniadania – jako ceremoniał. Na przykład… niedziela rano, kiedy można pospać trochę dłużej, a po wstaniu w gronie najbliższych zjeść wielkie śniadanie, pogadać przy nim, a później może coś poczytać, jeszcze pijąc śniadaniową herbatę czy też kawę. Nie wyobrażam sobie dnia bez śniadania – to jest podstawa, która dostarcza mi energii, w sensie fizycznym jak również psychicznym. Ceremoniału śniadań nie znają południowcy – jest to dla nich totalna egzotyka. Dla Greków śniadaniem jest ciastko szarpnięte w przelocie, ewentualnie szybka kawa. Mimo tego, wiem że ze śniadań nigdy nie będę w stanie zrezygnować. W domu „Sałatki” wszyscy już do tego przywykli. Ale po dzisiejszy dzień, zawsze kiedy rano ktoś się w domu zjawił, Feta z fascynacją wyjaśnia, że bardzo lubię jeść jajka z bekonem na śniadania. Nikt z Greków nie może się temu nadziwić.
3. Solar – być może nie każdy o tym wie, ale odzieżowa firma „Solar” jest polska! Niedawno dowiedziałam się, że polskimi markami jest również Reserved, Cubus, Dermika czy Soraya. Dowiedziałam się o tym, kiedy usilnie próbowałam znaleźć te firmy w Grecji. Nic z tego – są to firmy dostępne w Polsce. Firmę Solar, darzę jednak szczególnym sentymentem. Ceny są wysokie – trzeba przyznać, ale czasem są również zniżki…JMnie jednak samą wielką przyjemność robi już wejście do tego sklepu: orgia kolorów, kształtów i deseni. Można naprawdę nacieszyć oko i wyjść z dumą, zdając sobie sprawę, że marki na takim poziomie można szukać za granicą ze świecą w ręku.
4. Truskawki – jak i wszystkie owoce leśne, są sprzedawane w krajach południowych po cenach kuriozalnych, na dodatek smakują niestety jak z plastiku. Pamiętam jak kiedyś obeszłam wszystkie sklepy szukając truskawek w zamrażarce. Niestety, mrożone owoce w Grecji nie istnieją. W Polsce mamy je właściwie na wyciągnięcie ręki przez cały rok – to prawdziwy skarb!
5. Radio TOK Fm – jestem wielką fanką tego radia. Można tam znaleźć audycje o wszystkim! Naprawdę na każdy temat: o jedzeniu, polityce, psychologii, na serio i na żarty. Jest to dla mnie wielkie ułatwienie, kiedy chcę posłuchać po polsku czegoś naprawdę interesującego.
6. Kurka Zielononóżka – jak powszechnie już wiadomo, warto inwestować w jajka o niższej cyferce, nawet mimo wyższej ceny. Mamy wtedy gwarancję, że jajka pochodzą od tzw. „szczęśliwej kurki” – są znacznie zdrowsze i smaczniejsze.
Jeśli jednak zobaczycie na pudełku od jaj nazwę „Zielononóżka” – kupujcie z zamkniętymi oczami! Pochodzą one bowiem od kurek, które nie mogą być trzymane w zamknięciu. Zielononóżka znosi swoje jaka tylko w momencie, kiedy jest szczęśliwa: ma więc wolną przestrzeń, słońce nad głową, może dziobać świeżą trawkę. Nie da się jej oszukać – nieszczęśliwa, czyli w zamknięciu – nie zniesie żadnego jaja!
Nie mam pojęcia – być może ten rodzaj kurki istnieje również i w Grecji. Nazwa wydaje się jednak nieprzetłumaczalna i tak uroczo może brzmieć tylko po polskuJMnie jednak prócz fantastycznego smaku jajek od Zielononóżki, podoba się przede wszystkim jej postawa życiowa: na uwięzi jest niezdatna do niczego, szczęśliwa – przynosi naprawdę fantastyczne w smaku jajka!
Na temat fenomenu Zielononóżek oraz jajek ogólnie, można dowiedzieć się z audycji wyżej wspomnianego radia, oto i link:
Co my jemy? Hasło: jaja!
Zielononóżki w całej okazałości |
7. Lumpeksy – przed samym wyjazdem do Grecji, udało mi się kupić przepiękną apaszkę z czystego jedwabiu. Zielono – czerwony, orientalny wzór. Mieć ją na szyi to czysta przyjemność. Kosztowała… całe 3 zł. Pochodziła z lumpeksu.
Na informację, że Polacy kupują w lumpeksach, Grecy często reagują niesmakiem na twarzy. To chyba kolejny dowód, że kryzys w Grecji nie jest jeszcze tak tragiczny… Dla mnie lumpeksy to upust fantazji. Do dziś niektóre sukienki z lumpeksów Olivkę zapierają dech w piersiach. Nigdy nie może uwierzyć, że kosztują czasem zaledwie kilka euro centów.
8. Jabłka – Polska to prawdziwe zagłębie jabłek. Ich smaku i jego różnorodności na próżno szukać w każdym innym kraju. Najlepsze są oczywiście z takich swoich własnych sadów. Jedno ugryzienie – czuć samo zdrowie. Co za jabłkami idzie, przez ich smak – polska szarlotka zawsze wygrywa!
9. Inglot – czyli polska firma produkująca kosmetyki do makijażu, pochodząca z Przemyśla. Odznacza się rewelacyjną jakością, niesamowitą gamą kolorów i zawsze minimalistycznie prostymi opakowaniami. Prawie każda dziewczyna ma lakier do paznokci z Inglota. Pamiętam jak jeszcze w klasie maturalnej kupiłam sobie pierwszy cień do powiek właśnie z tej firmy, która dopiero zaczynała się rozkręcać. Kosztował całe 5 zł. Teraz Inglot znacznie bardziej się ceni, a jego kosmetyki podobno są eksportowane gdzieś do krajów arabskich. Słyszałam również, że Inglotem malowana była również sama Madonna!
10. Kina studyjne – w każdym większym polskim mieście są kina studyjne. Mieszczą się zazwyczaj w małych kamieniczkach, są przeważnie stare, małe, a ich krzesła nie zawsze są wygodne. Na czym polega ich urok – zupełnie nie wiem. Za to w moim ulubionym, tuż obok sali jest kinowa kawiarenka. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś na seans wszedł z popcornem. Za to można zamówić świetną kawę i pić ją siedząc w środku, nie z papierowego kubka, a z porcelanowej filiżanki.
11. *Niskie ciśnienie – choć miało być tylko dziesięć rzeczy, nie mogę się powstrzymać… JWiadomo, że każdy ma co jakiś czas, tak po prostu bez powodu, gorszy dzień. Nic się nie chce – dobrze jest wtedy sobie ponarzekać. W Polsce można wtedy całe zło świata zgonić na pogodę, najczęściej jest co ciśnienie… „Oj jak mnie boli dziś wszystko – to przez tą pogodę, przez to ciśnienie, tak, tak…” – ile razy używamy tego zdania. W Grecji to prawie nigdy nie przejdzie. Prawie zawsze bowiem świeci słońce, niebo bezchmurne, bezwietrznie…no i jakby tego było mało – nawet ciśnienie w sam raz! J J J
A jakie według Was są najlepsze rzeczy, które można tylko w Polsce???
Mrozone owoce sa w AB Vasilopoulos a INGLOT ma swoj pierwszy w Grecji sklep – w Salonikach.
Ja niestety nie mam nigdzie teraz obok AB Vas. Ale jak tylko będzie gdzieś obok – mrożone truskawki to będzie mój główny cel!!Inglot zaczyna więc podbijać też Grecję:)))
Pięknie promujesz Polskę, brawo!!!!
Wydaje mi się, że właśnie tego Polsce najbardziej potrzeba – dobrej promocji! A tak łatwo zapominamy o naszych asach w rękawie.
Świetny przegląd naszych oryginałów 🙂 O inglocie nie miałam pojęcia. Niskie ciśnienie też niezłe 😀 Kino studyjne to fantastyczna sprawa, może pora te nasze rzeczy wyeksportować?
Tak, z tym Inglotem chyba szczególnie mało ludzi wie. Całkiem właśnie niedawno dowiedziałam się od kobiety, która tam pracowała, że makijażystka Madonny, używała tych cieni do powiek i była zachwycona – miłe, prawda:))Więc za każdym razem kiedy używam swoich cieni Inglota – cieszę się bardzo – używam tej samej marki co Madonna!!:DDD
A jestem fanką ogórków kiszonych i wędzonych mięs. Teraz okres świąt znowu przyniósł obfitości w tym zakresie. Akurat tak się złożyło, że do wtorku gościmy rodowitego Holendra i jest zachwycony białą kiełbasą, ćwikłą i moim ciastem:):):)A no i wędzonkami, rzecz jasna:)
Najbardziej jednak gratuluje zachwytu Holendra nad TWOIM CIASTEM:)) Co to za ciasto???
Mój udomowiony Holender nie może wyjść z zachwytu nad domowymi zupami mojej mamy za każdym zarazem, gdy odwiedzamy Polskę 🙂 Szczególnie barszcz czerwony i żurek! Takie polskie płynne symbole 😉
Tak, polskie zupy to też precedens. Jeden przyjaciel Janiego, też Grek, mieszkał długo w Londynie. Mówił mi, że zawsze jak wychodził z pracy szedł do polskiego baru po zupę pomidorową, którą pił z papierowego kubka jak kawę. Nie wiem, na ile to jest w Londynie popularne:)) ale ten Grek był w pomidorowej zakochany!:)))
Zgadzam się ze wszystkim z obu postów. Ja wiem, że będę tęsknic poza wymienionymi za majonezem Winiary (Tomy to naprawdę nie to samo), serkiem wiejskim z Piątnicy, moimi nadmorskimi ścieżkami dla rowerów i dużymi promocjami w drogeriach. Pewnie o czymś zapomniałam, bo naprawdę wiele tego jest i faktycznie zaczynamy tęskinc, gdy nie mamy tego pod ręką. Trzeba robic sobie zapasy :-)Justyna
Ale gdybyśmy nigdzie nie jechały, nigdy nawet nie miałybyśmy pojęcia, że te rzeczy są takie fajne:) A zapasy – to chyba najlepsze rozwiązanie. Szkoda tylko, że zazwyczaj trzeba ograniczać je do 20 kg…To jest mój stały problem przy wyjazdach.
Moje ciasto to nic innego jak fajnie wilgotny i puszysty murzynek z polewą czekoladową i zielona posypką. Robiłam go na święta – 2 porcje i wczoraj znowu piekłam bo już nie było nawet okruszka:PAnia
mmmnnniammm….:))) Do tego jeszcze kawa – i więcej do szczęscia nie trzeba!
Zielona posypka… a z czego :)??
Wydaje mi się że nigdzie nie spotkamy takiego pieczywa jak w Polsce, czy jasne czy ciemne, bagietki, kajzerki, różnego rodzaju chleby, i na drugi dzień również nadają się do zjedzenia. I jeszcze pieczone pasztety mmmmm 🙂
Jeśli chodzi o chleb – to dla mnie nie do zastąpienia jest ten ciemny z ziarnami. Podobno im cięższy tym lepiej – czuć samo zdrowie!
Do tego o czym piszecie, moja mieszkająca za granicą, w Holandii, siostra, zabiera jeszcze: ptasie mleczko, krówki, śliwki w czekoladzie (m.in.Wedel, Wawel, Jutrzenka…:))
Oczywiście domowy sernik, a z warzyw np. seler, trudno u niej dostępny..
Inne, bardzo cenione to:
prince polo – podbiło Skandynawię, Grześki,
alkohole, gatunkowe, np. żubrówka czy żołądkowa gorzka, ale też i biała,
bursztyny!,
miód,
ceramika, np. bolesławiecka 🙂