Młodsza siostra Janiego, czyli Olivka, jest dokładnie w tym samym wieku co ja, na dodatek obie urodziłyśmy się w styczniu. Kiedy poznałam ją już dobre kilka lat temu, przy mojej pierwszej wizycie w Grecji, zupełnie nie mogłam pojąć jej świata. Mój brak zrozumienia, a ujmując to dosadnie, po prostu brak tolerancji, powodował, że ciągle mnie irytowała. Nie mogłam znieść tego, że Olivka potrafi cały dzień przechodzić w pidżamie, oglądając tv albo grając w jakąś infantylną grę. Dosłownie nie mogła przetrawić tego, że po skończeniu studiów, mimo całkiem niezłej oferty pracy, Olivka postanowiła przesiedzieć przez rok w domu i nie robić zupełnie niczego konkretnego. Stwierdziła po prostu, że jest za młoda, żeby pracować i przyda jej się rok przerwy. Łatwo uznawać siebie, za tolerancyjną, ale do momentu, kiedy coś przestaje się podobać…
W każdym razie, teraz patrzę na to lenistwo zupełnie inaczej. Zrozumiałam, że Olivka pochodzi z zupełnie innego świata i jej pojmowanie rzeczywistości jest diametralnie inne od mojego. Dzisiaj rano powiedziałam jej, że trudna do zaakceptowania jest dla mnie myśl, że teraz nie utrzymuje się sama, jestem od kogoś zależna i nie mam aktualnie żadnej pracy, a pieniądze na życie muszę brać od rodziców.
-Dziwne… – odpowiedziała – Ja bym nigdy tak nie pomyślała. Przecież masz rodziców i oni mają o ciebie dbać! Taka jest rola rodziców. – po czym uniosła w szczerym zdziwieniu ramiona.
Rzeczywiście – mnie również nic takiego nie przyszłoby do głowy. Eureka – co za prosta filozofia życia. Dodając do tego banalny fakt, że i moi rodzice uwielbiają o mnie dbać!
Olivka nie ma dosłownie żadnych życiowych zmartwień. Żyje jakby w różowej mydlanej bańce, która jakby odrywa ją od powierzchni ziemi i przyziemnych spraw. Nie martwi się kryzysem, lepszą pracą, za mąż pójściem, tym kiedy będzie miała dzieci. Nie wzrusza ją nawet fakt, że właśnie pokłóciła się z chłopakiem, czy cokolwiek można by sobie pomyśleć. Każdy problem jeśli już się pojawi, to jak dziecińca zabawa. Wczoraj stwierdziła, że powinna trochę schudnąć, więc z miejsca zaczęła skakać i biegać po schodach. Dziś za pewne już nawet nie pamięta, że wczoraj się o coś takiego martwiła. Rano za to wymyśliła sobie, że podszkoli się w greckiej historii, bo dobrze jej nie zna, więc przez cały ranek prosiła Janiego, żeby opowiadał jej ciekawostki historyczne – bawiła się przy tym świetnie. Po czym zamęczała swojego chłopaka dzwoniąc do niego i z uporem maniaka uczyła go, że w Polsce ptaki mówią „ćwir ćwir ćwir”…
Niesamowite, że tacy ludzie istnieją. Jak ocenić taką biografię? To jest dobrze, czy źle? Chyba po prostu jest i nic mi do tego, a energię do oceniania czyjejś biografii, lepiej przeznaczyć na kreowanie swojej…
Na dodatek wczoraj miałam naprawdę niesamowity sen. Grecja jest nieziemsko kolorowa, zwłaszcza latem. Słońce, którego nie filtruje żadna chmura, wydobywa ze świata niesamowicie intensywne kolory. To chyba właśnie spowodowało, że śniły mi się po prostu obrazy. Kolorowe abstrakcje, różowe, błękitne, zielone i złote, o takiej intensywności kolorów, że nie mogłam się na nie napatrzeć. Obraz zmieniał się za obrazem, a ja czułam we śnie że moja podświadomość pracuje na jakiś niesamowitych obrotach. Mimo tego, iż całe sześć lat studiowałam historię sztuki, mogę przyznać, że dopiero teraz zrozumiałam sens abstrakcji, a właściwie brak jej głębokiego sensu, a jedynie proste podziwianie kształtów, kolorów i faktur.
Sen był naprawdę genialny. Rano poprosiłam Janiego, żebyśmy wybrali się na spacer do miasta, które w sobotnie południe, będzie tętniło swoim najżywszym tętnem, żeby jeszcze raz zobaczyć na żywo wszystkie te kolory ze snu. Przypadkowo czy też nie, zaparkowaliśmy przy sklepie z pasmanterią, w którym było dokładanie wszystko co śniło mi się tej nocy. Cóż za dziwaczy zbieg okoliczności…