Wczoraj sobie wykrakałam. Dziś był upał prawie nie do wytrzymania – około czterdziestu stopni. Dodatkowo w samochodzie nie było klimatyzacji. To prawdziwe wyzwanie wejść do samochodu w takim upale, kiedy jedyne co można zrobić to uchylić okno.
W każdym razie stało się dokładnie to co przewidywałam. Nie miałam siły na nic, a o martwieniu się nie było już nawet mowy. Mogę więc stwierdzić, że mój cel został spełniony w 100 %, czyli 0 % zmartwień!
Chwila po południu odwiedziliśmy dziadka, który owdowiał dokładnie rok temu. Uświadomiłam sobie, że rodzina jest tak duża, że na pseudonimy nie starczy składników sałatki. Niech więc dziadek pozostanie po prostu dziadkiem.
Ma około 75 lat, ale na Boga! – naprawdę na tyle nie wygląda! Zapewne jeśli byłabym małym dzieckiem, na początku bardzo bałabym się do niego podejść. Nigdy się nie uśmiecha. Zawsze mało mówi. Zazwyczaj lubi trwać w milczeniu, bawiąc się komboloi, czyli dwoma sznurkami, na które nawleczone są paciorki, co jest tutaj typową męską zabawką.
Pukając do drzwi obudziliśmy dziadka z popołudniowej sjesty. Otwierając nie zdążył założyć koszuli, dzięki czemu można było zobaczyć już starczy, ale naprawdę zachowany w doskonałej kondycji tors. Dziadek ma krótko obcięte, gęste jak szczecina, kręcone włosy, sumiasty wąs i oczywiście długie paznokcie u obu małych palców, co ma stanowić dopełnienie imigu twardego faceta, w świadomości starszego pokolenia Greków. Chodzi rześkim krokiem, z wysoko podniesioną głową i wyprostowanymi plecami.
Dziadek przeważnie milczał patrząc prosto na nas. Zadał kilka konkretnych pytań i równie konkretnie odpowiadał na to o co pytaliśmy. Martwiąc się kryzysem oraz faktem, iż szukamy pracy, Jani spytał się o jakąś prostą radę. Głośno i treściwie, nadal bawiąc się komboloi, unosząc lekko głowę, dziadek wykrzyknął:
-Nie ma dyskusji synu! Nie ma dyskusji! Jesteś pracowity to i praca się znajdzie! Nie ma dyskusji! Będzie dobrze!
Patrząc na wielką butlę uzo stojącą na stole, podpowiedziałam Janiemu, że pewnie że będzie dobrze, szczególnie po takim uzo.
Właściwie mało śmieszne, ale po przetłumaczeniu dziadek roześmiał się w głos pokazując przy tym kilka szczerozłotych zębów. Nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia: dwa zero dla mnie! Rozbawienie dziadka, to już naprawdę coś!
W obliczu wielkiego greckiego kryzysu, dostaliśmy prezent w postaci stu Euro z surowym nakazem, że mam sobie kupić coś ładnego! Takiemu rozkazowi nie mogę się sprzeciwić, szczególnie mając już od rana na oku piękne, kolorowe, letnie sandały.
Kryzys musi być szczególnie wielki, ponieważ po powrocie mama Janiego się zezłościła, pytając dlaczego tylko sto Euro! Muszę dodać, że dziadek nigdzie nie pracuje…bo nie musi!
Wytchnienie po tak upalnym dniu przyszło wraz z zajściem słońca. Siedzieliśmy w jednej z miejskich kawiarenek popijając zimną kawę z lodem. Słońce zachodziło, a z każdym centymetrem niżej robiło się coraz chłodniej. Wytchnienie niemalże wisiało w powietrzu i odczuwać musiał je każdy w pobliżu, nabierając coraz bardziej sił. Siedzieliśmy tak nie robiąc niczego, wsłuchując się w gęsty gwar ludzi siedzących obok, szczekających psów i bawiących się dzieci. Powoli, po tym wielkim upale, przychodziła mi przytomność umysłu. Dzięki Bogu jeszcze bez stresu. Życie – co przyniesie? – tego nie wiem. Ale jutrzejszy dzień w wielkiej jego części spędzę na plaży.
Jakie Pani kupila te sandalay? Kocham posty o sandalach i kocham buty, zzera mnie ciekawosc, juz planuje, jakie sandaly kupie podczas tegorocznego urlopu…