Kiedy po dwóch miesiącach czterdziestodniowego upału w końcu spada deszcz, czuje się taką ulgę, jakby dopiero zaczęło się oddychać. Świat zaczyna pachnieć i nabiera żywych kolorów. Cokolwiek ważnego by się nie robiło, w jednej sekundzie każdy odkłada wszystko, żeby popatrzeć przez okno na deszcz. Po dwóch miesiącach – to prawdziwy cud świata. Deszcz! Nareszcie deszcz!!!
I wtedy właśnie zabrakło prądu. Nie na 5, 10 minut, pół godziny, ale na cały wieczór i aż na całą noc. Stałam tak patrząc na wielkie bąble tworzące się na kałużach, kiedy uświadomiłam sobie, że po pierwsze jestem sama, po drugie jest już zupełnie ciemno, a po trzecie – wcale nie chce mi się spać. Sytuacja kryzysowa – nie ma nawet najmniejszej szansy, żeby sprawdzić co nowego na Pudelku… Nie da się robić zupełnie nic!
Kiedy po godzinie deszcz przestał padać, przypomniało mi się, że przed wyjściem na nocną zmianę, Jani wyczytał że jest to noc spadających gwiazd.
Od zawsze, kiedy patrzyłam na gwiazdy, w głowie miałam przygotowane konkretne życzenie – tak na wszelki wypadek. Gwiazdy mają to do siebie, że spadają w najmniej przewidywalnych sytuacjach. Po czasie ułożyłam więc krótkie zdanie, zawierające w sobie aż trzy życzenia. I to nawet bez przecinka! Z oczywistych względów nie mogę wyjawić jak ono brzmi, ale dzięki tak przemyślnemu przygotowaniu, miałam szanse wypowiedzieć je w życiu już kilka razy.
Wierzę w magiczną moc czterolistnej koniczynki, w to że dobrze jest codziennie wstawać prawą nogą, ale przede wszystkim, że za każdym razem kiedy dzieje się coś tak magicznego, że właśnie spada gwiazda, to nie można być gapą – trzeba mieć swoje marzenie!
Dzięki światełku z naładowanej komórki, w ulubionym notesie, ukochanym piórem, spisałam wszystkie swoje życzenia. Jedno po drugi, aż zrobiło się ponad dziesięć. Okazja jedyna w swoim rodzaju, bo kombinować jednym zdaniem wcale nie trzeba. Wyszłam na balkon i czekałam…
Spadła pierwsza gwiazda. Cicho, zupełnie bezszelestnie, jakby to się tylko zdawało. Potem kolejna i jeszcze następna, a po każdej z nich ja czytałam swoje życzenia. Jedno po drugim, rozglądając się czy na pewno nikt ich słyszy.
Nie słyszał mam nadzieję nikt. A jeśli już – wątpię żeby zrozumiał. W całym miasteczku nadal nie było prądu. Ani jednego światła, całkowita cisza. Tylko spadające gwiazdy, te moje życzenia i ja.
Kiedy już położyłam się spać, stwierdziłam, że nie ma bardziej relaksującej rzeczy, niż patrzenie na niebo przed snem. Zdaje się, że będzie to moja conocna praktyka.
Teraz pozostaje już tylko robić swoje i czekać na spełnienie się magii spadających gwiazd…
Tymczasem już w tą środę zapraszam na bloga szczególnie serdecznie – zbliżają się pierwsze urodziny „Sałatki”! To nie do wiary, że minął już rok!
Sprytnie to sobie obmyśliłaś z tymi życzeniami. No, teraz niech się tylko spełniają! 😉 A swoją drogą, to trochę szczęśliwy zbieg okoliczności, że prądu zabrakło dokładnie tej nocy… lepsza widoczność nocnego nieba 🙂
Nie ma to jak powiedzenie – Polak potrafi:))Zgadza się, przy braku prądu gwiazdy są jak na wyciągnięcie ręki:))
Pawlikowska-Jasnorzewska MariaGwiazdy spadająceZ twoich ramion widzę niebo drżące rozkoszą…Spadła gwiazda. I druga, i trzecia. Prawdziwa to epidemia!Widać dzisiaj niebem jest ziemia,dlatego się gwiazdy przenoszą…/Dobrego dnia. Vero
” nie, nie, nie można być gapą – trzeba mieć swoje marzenia”. Dorota pięknie piszesz, aż się poprawia humor po przeczytaniu. Pozdrawiam
Również pozdrawiam i trzymam kciuki za marzenia!