Pamiętam, kiedy kilka dni po przeprowadzce do naszego miasteczka, postanowiłam że wybiorę się sama do większego miasta. Kupiłam bilet, wsiadłam w odpowiedni autobus i tak zaczęła się trwająca dobrze ponad godzinę jazda starym, z tajemniczych przyczyn poruszającym się jeszcze, wehikułem. Dodam, że odległość którą trzeba było pokonać była nie większa niż 30 kilometrów, a droga jak na Grecję całkiem prosta. Śmiejący się i rozmawiający ze wszystkimi kierowca, bawił się znakomicie nie uważając na zakrętach i łamiąc chyba każdy z możliwych przepisów. Po dotarciu do miasta, cała spocona wysiadłam i powiedziałam do siebie głośno: „nigdy więcej!”
Tym samym musiałam odłożyć na bok strach i wszelkie obawy, poczym zacząć trenować jeżdżenie samochodem po greckich drogach. Na początku było ciężko, ale teraz idzie mi całkiem nieźle i pokonuje coraz to dłuższe trasy. Lada dzień planuje już nawet pojechać samochodem do miasta zupełnie sama. Wszystko właściwie mam już opanowane. Pozostaje tylko jeden problem –
– parkowanie!
Czy słyszeliście o takim terminie jak parkowanie „na lakier”? Ja o tym dość nietypowym sposobie, dowiedziałam się całkiem niedawno. Jest w Grecji bardzo popularny. Poza tym, z pewnością skutecznie zamiast kawy może podnieść kierowcy ciśnienie.
Na czym polega? – nazwa mówi tu za siebie. Dla dokumentacji wklejam zdjęcie:
W szparze pomiędzy tymi dwoma samochodami z trudnością mieścił się mój wskazujący palec. Granatowy Peugeot należy do Olivki, a w taki właśnie sposób zaparkował sąsiad mieszkający obok domu Sałatki. Samochód Olivki jest (co z resztą widać) na wzniesieniu, a wczesnym rankiem ruszała do pracy.
Dodam, że z całej tej sytuacji wyszła bez najmniejszego draśnięcia. Być może nawet niczego nie zauważyła. Jak by nie było – z pewnością mam się u kogo w parkowaniu szklić J
Drugim sposobem jest parkowanie na awarie. Na poczatku swojej bytnosci na greckich drogach byalm w szoku, ze tutejsze automobile takie awartyjne, rozkraczone za byle rogiem, na drugiego/trzeciego w najbardziej zatloczonych partiach miast- wszystkie na awaryjnych. Moze nadmiar slonca? ;-)A to tylko grecki nadmiar wygody. Naszla Cie ochota naq wode/tyropite/gazetke/papieroska? No problem. Awaryjne i chodu….ostatnio nawet kobieta mierzyla dziecku kilka par sandalkow zaparkowawszy w ten sposob przed sklepem….Przycisk “swiatla awaryjne” jest chyba najczesciej wykorzystywanym w greckich autach.
Oj, też brałam udział w takiej przygodzie. Poprzedniego lata byłam w Olivką i jej kumpelą w mieście. Dziewczyny zgłodniały. Poszłyśmy do pierwszej lepszej restauracji na suvlaki, parkując dokładnie przed znakiem “zakaz parkowania”. Oczywiście na światłach awaryjnych. Nie powiem, żeby im się śpieszyło. Pobyłyśmy jakieś pół godziny. Wyszłyśmy i dalej w drogę:))))
Dorota- powinnaś napisać książkę o losach emigranta 🙂 Będę pierwszą klientką! Masz ogromny talent pisarski.Pozdrawiam,wierna czytelniczka od samego początku- Justyna P.S. Uwielbiam tego bloga!
WIELKIE DZIĘKI!!Powiem tak – prace trwają, niedługo zamykam pierwszy rozdział:)