Przewodnik po ZAKINTHOS cz. 3 – Monastyr w miasteczku Anafonitria. Święty Dionizos, czyli kim był patron wyspy?

     Im dalej na północ, tym mniej jest turystycznie. To właśnie w północne rejony Zakinthos   należy się udać, jeśli chce się uciec od komercyjnej atmosfery na południu wyspy.
      Północna część dawniej uznawana była za biedniejszą, dlatego że kamieniste w tym rejonie ziemie, były mało urodzajne. Takie podłoże miało jednak co najmniej jeden duży plus. Dzięki niemu, trzęsienie ziemi które nawiedziło Zakinthos w 1953 roku,  nie było aż tak dotkliwe jak w innych częściach wyspy. I to właśnie w miasteczkach, które znajdują  się na północy zachowało się najwięcej budowli sprzed katastrofy.
      Jednym z takich miasteczek jest Anafonitria, znajdująca się na północnych zboczach najwyższego pasma górskiego wyspy – Vrahionas (najwyższy szczyt  756 m n.p.m.).
     To niewielkie miasteczko jest bardzo ważnym miejscem dla całej wyspy, ponieważ to właśnie tam zachował się najstarszy monastyr na Zakinthos, pod wezwaniem Matki Boskiej. Tam też mieszkał patron całej wyspy  – święty Dionizos. Zacznijmy jednak od początku…
     Monastyr powstaje w XV wieku. Wtedy też  u wybrzeży wyspy utonął  statek, płynący z Konstantynopola. Okoliczni pasterze zobaczyli, że na samym szczycie wraku rozbłyskuje ikona przedstawiająca  Matkę Boską. Ikona została  uratowana i to właśnie dla niej wybudowano  monastyr, pod wezwaniem Matki Boskiej. Od sześciu już wieków owy monastyr wciąż stoi na swoim miejscu.
     Dwa wieki później w monastyrze zamieszkuje  opat Dionizos, który później zostaje jedną z najważniejszych postaci dla Zante. Do monastyru, gdzie mieszkał opat zbiegł człowiek, który zabił  brata Dionizosa. Opat  nie tylko przebaczył mordercy, ale udzielił mu również schronienia. Poprzez to wydarzenie Dionizos został uznany za świętego i stał się patronem przebaczenia.  Święty Dionizos jest również patronem Zakinthos.
     Po  śmierci Dionizosa w 1622 roku, jego zwłoki zostały przeniesione na wyspy Strofades, gdzie wcześniej był mnichem. Później  zwłoki przeniesiono do stolicy. Relikwie patrona wyspy znajdują się  obecnie w kościele Świętego Dionizosa, w chorze.  
    24 sierpnia cała wyspa obchodzi święto swojego patrona. Z tej okazji w gorącą sierpniową noc organizowany jest wielki pokaz sztucznych ogni. Jeśli właśnie wtedy będziecie  w Zakinthos, warto w tym czasie zaplanować pobyt w chorze.
    Pomimo, że kościół w miasteczku Anafonitria prawie zawsze jest zamknięty, warto zobaczyć jak wyglądają zabudowania całego monastyru. Jest to bowiem jedna z niewielu budowli na wyspie, która w tak dobrym stanie zachowała się po licznych trzęsieniach ziemi. Według Zakinthyjczyków  fakt, że to właśnie ta budowla ocalała, jest potwierdzeniem że patron cały czas czuwa nad swoją świątynią i opiekuje się wyspą.
    Kiedy dzień jest upalny, a tak zazwyczaj jest przecież latem, warto usiąść na chwilę w wejściu do monastyru. Wiekowe kamienie są zawsze zimne i działają lepiej niż najnowocześniejsza klimatyzacja. Gdyby tylko te mury potrafiły mówić… Przez tyle wieków, stoją  wciąż w tym samym miejscu. Rzeczywiście, kiedy się na nie patrzy można mieć wrażenie, że ktoś trzyma nad nimi piecze.
    Jeśli nie mieliście jeszcze okazji, żeby zobaczyć jak w naturze wyglądają krzewy kaparów, to ten monastyr jest doskonały miejscem, żeby nawet je nazbierać. Wyrastają na dziko w murach wiekowego monastyru i wyglądają jakby ktoś celowo je tam posadził.
    Anafonitria jest również doskonałym miejscem, żeby zatrzymać się na spokojny obiad. Niekomercyjnych tawern z bardzo dobrym, typowo greckim jedzeniem jest wiele. Jest więc w czym wybierać.
    Wyjeżdżając już z miasteczka warto udać się do Porto Vromi. Jest to port, z którego odpływają statki między innymi  do słynnej Zatoki Wraku. Już sama droga do portu zapiera dech w piersiach. W wielu  miejscach  nieziemski widok na lazurowe morze jest tak szeroki, że na własne oczy można zaobserwować, iż ziemia naprawdę jest okrągła. Wystarczy dobra, słoneczna pogoda i nie trzeba niczego mierzyć.  To również przy tej drodze znajduje się wiele krzewów tymianku, które rozkwitają drobnymi, fioletowymi kwiatkami.
    Stateczki w Porto Vromi, które cumują przy brzegu, czasem wydają się kołysać nie na wodzie, a w powietrzu. Woda jest tam  tak przejrzysta i błękitna. Skały układają się w najróżniejsze kształty, które zmieniają się wraz ze zmianą kątów padania  promieni słońca. Co na nich widać? Jest to wspaniałe pole popisu dla wyobraźni.
    Plaża w Porto Vromi jest niewielka. Zazwyczaj nie ma tam  turystów, są  przeważnie sami tubylcy.Obok plaży jest niewielka kawiarenka, gdzie robią całkiem niezłą zimną kawę. Warto zabawić tam dłuższą chwilę.
***
    Kiedy podjeżdżaliśmy do naszej tawerny, jej właścicielka pani Sofija, czekała na zewnątrz. O biały, lekko ubrudzony fartuch właśnie wycierała ręce. Patrząc jak wychodzi  na próg  swojej tawerny, zawsze wydawało mi się, że wygląda jak postać ze starej fotografii, jednej z tych na której widać Greka na tle swojego interesu.
    Sofija uśmiechała się przyjaźnie. Często  dało się wyczuć, że pod tym uśmiechem kryje się potężny stres.  Dźwięk otwierających się drzwi od busa przepełnionego turystami, oznaczał jedno – kilka sekund ciszy przed najprawdziwszym huraganem.  
    To co działo się na zapleczu, kiedy zostały złożone wszystkie zamówienia, wyglądało jak najprawdziwsze pole bitwy. W górze latały pomidory, sałata, ziemniaki na frytki (tak! te zawsze były własnoręcznie  robione), na przemian z talerzami, widelcami i nożami oraz mięsem na souvlaki, rybami  i specjalnością tawerny, czyli daniem z królika.
    -Valllllerrrriiiiiiaaaaa!!! Na Boga! Kobieto, pośpiesz się!!! Gdzie ty się podziewasz???!!! – krzyczała wniebogłosy, po swoją jednoosobową pomoc.  Biedna Valeria.
   Dwie osoby w kuchni i ponad 20 klientów. Na przygotowanie wszystkiego maksymalnie 20 minut, bo przecież nikt nie chce czekać dłużej. Czyli mniej więcej jedna minuta na jeden posiłek.  Przyznacie, że można stracić głowę. Nie mam pojęcia jak Sofija z Valerią to robiły, ale zawsze jakoś dawały radę,  żegnając nas  z uśmiechem, tym razem przepełnionym  uczuciem ulgi. Ufff…  Pojechali…  A teraz czas na kawę!
   Kiedy ktoś ma szanse zobaczyć jak prawdziwy Grek zabiera się do  pracy, stwierdzenie  że „wszyscy Grecy to lenie” już raczej nie przejdzie mu przez gardło. Za każdym razem przypominał  mi o tym widok rąk  pani Sofiji. Dość krótkie powyginane palce, które nieraz się poparzyły. Zgrubiała, popękana miejscami skóra, która  systematycznie była przypadkowo cięta. Tylko w telewizji widziałam kucharzy, którzy z taką zręcznością  posługują się nożem.

Przewodnik po ZAKINTHOS cz. 2 – Blue Caves

   Rozsławione swoim elektryzującym błękitem Blue Caves, to coś co będąc na Zakinthos  trzeba zobaczyć. Błękitne Groty znajdują się przy  najbardziej wysuniętej na północ części wyspy – Przylądku Skinari. Ponieważ większość turystycznych kurortów znajduje się na południu, żeby  dotrzeć do Błękitnych Grot, trzeba przejechać prawie całą wyspę. Jednak zapewniam, że droga będzie urocza, a to co zobaczycie na końcu – warte zachodu.
     Błękitne Groty są naturalnymi formacjami skalnymi, poszarpanej linii brzegowej wyspy. Zostały odkryte w 1897 roku i dziś stanowią jedną z największych turystycznych atrakcji Zakinthos. Dno morskie w tej części wyspy jest jasne, miejscami niemalże białe. Padające na nie  promienie słoneczne załamują się, tworząc niesamowite efekty świetlno – barwne. Będąc w Błękitnych Grotach o odpowiedniej porze, można zobaczyć  wszystkie istniejące odcienie błękitu. Od najjaśniejszego, po odcień który wydaje się być fluorescencyjnym. Promienie słońca od wody odbijają się również na ścianach grot, a ponieważ woda jest w nieustannym ruchu, na pokarbowanej powierzchni skalnej malują się  dynamiczne  obrazy. Abstrakcje, będące dziełem samej natury.
     Jak dostać się do Błękitnych Grot? Najlepiej najpierw pojechać do  Agios Nikolaos. Jest to niewielki port, z kilkoma tawernami i miejscami gdzie można napić się kawy. To również z tego miejsca odpływają promy na Kefalonię.
     Większość   łodzi płynących do Błękitnych Grot, jest niewielkich rozmiarów, po to żeby wpływać do ich środka.  Zazwyczaj zaopatrzone są w szklane dna, dzięki którym można obserwować również dno morza. Tutaj jednak uwaga – przez takie dno nie zobaczycie słynnych żółwi  Caretta Caretta, bo w tej części wyspy raczej rzadko się  pojawiają.
     Łódź odpływa i już można zacząć rozkoszować się widokami  poszarpanej linii brzegowej wyspy.   Rejs do samych grot trwa około 15, 20 minut. Płynąc do celu po lewej stronie mija się mniejsze  groty. Każda z nich ma swoją nazwę i swoją legędę. Po prawej stronie im bliżej północy, coraz lepiej widoczna staje się największa wyspa Morza Jońskiego – Kefalonia.
    Kiedy zobaczycie charakterystyczny wiatrak, oznacza to że jesteście już przy Przylądku Skinari. Jest to najbardziej na północ wysunięta część wyspy. W tym miejscu jest się już bardzo blisko głównego celu.
      Rejs łodzią nie jest jedyną możliwością dostania się do grot. Niedaleko wiatraka widać białe schodki, sięgające  samego morza. Ich początek jest przy tawernie, która jest na samej górze. Jeśli nie chcecie wynajmować łodzi, wystarczy po nich przejść i samodzielnie do jednej z grot wpłynąć.
     Na samej górze, znajduje się drugi wiatrak. W jednym z nich można wynająć pokój, który jest   zdaje się najdroższym „hotelem” na wyspie.
    Podczas  rejsu łodzią przewidziane jest około  20 minut na kąpiel i możliwość wpłynięcia do  jednej z grot. Którą z nich wybrać? Nie każdy kapitan będzie wiedzieć, ale najlepszą do wpłynięcia, jest ta która znajduje się tuż obok schodów (widać ją na zdjęciu  obok). Wejście do tej groty  jest małe i bardzo niepozorne. Jednak  po wpłynięciu, grota okazuje się być naprawdę pokaźnych rozmiarów. W tym punkcie rejsu  warto mieć przygotowany wszelaki sprzęt do nurkowania jak i podwodny aparat. Mimo, że w środku woda jest zazwyczaj zimna, wrażenia są niezapomniane.
 

     Najpiękniejsze  groty znajdują się bardziej na północ.  Zazwyczaj łodzie wpływają do ich środka, bądź przepływają przez okalające wyspę  skalne łuki. Zręczność kapitanów, którzy sterują   jest  godna podziwu. Uwaga tylko na wasze palce! Łatwo się ich pozbyć, jeśli trzymacie ręce na zewnątrz łodzi.  Kiedy wpływacie do grot, ważne żeby ręce mieć przy sobie lub   nie zdejmować ich z aparatów!

    Port Agios Nikolaos jest również miejscem wartym chwili uwagi. Jeśli jesteście fanami owoców morza, jest to doskonałe miejsce, żeby właśnie tam je  skosztować. Na końcu portu znajduje się świetna tawerna, ze wspaniałym widokiem na morze. Co w niej zjeść? Trudno powiedzieć, bo zależy to od tego co właśnie złowiono ;))) Warto więc zapytać kelnera o rybę dnia. Nie chodzi jednak o rybę z promocji, która nie została sprzedana  i już lekko się nadpsuła. W tym wypadku ryba została złowiona najprawdopodobniej  kilka godzin wcześniej. Dla wszystkich wielbicieli owoców morza, jest tu również  spaghetti z mieszanką najróżniejszych morskich pyszności. Palce lizać!
***
     Pamiętam,  że przy niemalże każdym rejsie w którym uczestniczyłam,  turyści zadawali mi  to samo pytanie. Dlaczego przy temperaturze 40 paru stopni, nasz kapitan ma na sobie grubą, skórzaną, zimową kurtkę? Na początku sama również nie mogłam się temu nadziwić. Pewnego dnia po prostu go spytałam.
      Kapitan, z którym często  wypływaliśmy  miał na imię Mufii i był Egipcjaninem.
     -Muffi, jest tak gorąco…  Dlaczego masz na sobie zimową kurtkę?
   -Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? – babska ciekawość, jak zwykle u mnie wzięła górę. Po kiwnięciu głową,  Egipcjanin zdjął  ciężką  kurtkę. Skóra  rąk była cała czerwona. Biały, pokarbowany niczym wybrzeże przy  Blue Caves  naskórek, schodził wielkimi płatami.  Widok dość przerażający. Przełknęłam ślinę. Ze słońcem na morzu  nie ma żartów.  Muffi miał poważne poparzenie słoneczne.
    -Ale dlaczego nie nałożysz czegoś lżejszego?
    -Bo nie mam.
    -Nie możesz iść do sklepu?
    -A widzisz tu jakiś?
     Rozejrzałam się dookoła. Kiosk. Kawiarenka i tawerna. Rzeczywiście, trudno tu szukać sklepu z odzieżą.
   -Pewnie najbliżej będzie w chorze. – padła moja odpowiedź.
  -Ale ja tu pracuje codziennie. Bez dnia przerwy, przez jakieś pięć, sześć  miesięcy. W sumie, jeśli czasami jesteś w mieście, to bym cię poprosił, żebyś mi taką bluzę kupiła.  Wiesz o jaką chodzi? Jak podkoszulka, tylko z długimi rękawami. Jeśli znajdziesz, to przydadzą się nawet dwie. Tego lata raczej nie będę miał wolnego. Aż do jesieni  jestem tutaj w porcie.
    Jeszcze raz  przełknęłam ślinę.
    Muffi poprosił mnie również  o papierosy. Dunhill, bo tych w okolicy nie mieli.  Papierosy zdobyłam już na następny rejs. Gdybyście widzieli uśmiech Muffiego, kiedy wręczyłam mu całe trzy paczki, tak żeby miał na zapas… Uśmiechając się, ślinę przełknęłam po raz trzeci…
     Koszulki z długimi rękawami   już niestety nie zdążyłam kupić. Leży mi to na sumieniu. A może… stanie się tak, że ktoś z Was będzie o niej pamiętać? Oboje z Muffim będziemy bardzo wdzięczni.
Przydatne uwagi dla turysty:

  •          na Zakinthos jest wiele miejsc, gdzie oferuje się rejsy dookoła wyspy, w których programie są  również Błękitne Groty. Tego typu rejsy organizowane są często wielkimi  statkami i trwają zazwyczaj około 7 godzin. Jeśli z takiego statku chcecie zobaczyć Błękitne Groty, to z pewnością   bardzo się rozczarujecie. Tak duże statki nie wpływają do żadnej z grot. Zazwyczaj przepływają obok nich z  takiej odległości, że trudno cokolwiek zobaczyć.
  •          na rejs do Błękitnych Grot najlepiej wybierać się w przedziale czasowym od rana, do godziny najpóźniej 14.00. O każdej porze dnia groty wyglądają zupełnie inaczej. Jednak mniej więcej po 14.00 ostre słoneczne światło już do nich nie dochodzi. Elektryzujący błękit wtedy zanika i groty nie robią już takiego wrażenia.
  •          na kilka godzin przed rejsem posmarujcie  się kremem z najsilniejszym filtrem przeciwsłonecznym jaki znajdziecie. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz udałam się w rejs z filtrem 30 na twarzy, dostałam uczulenia słonecznego… Na otwartym morzu słońce działa z siłą jak w turbo solarium. Kiedy poczułam to na własnej skórze już nigdy podczas tego rejsu nie rozstawałam się z filtrem nr 50, wielkim kapeluszem i moimi ogromnymi okularami na jedną trzecią twarzy ;)))
  •        na całość rejsu do Błękitnych Grot trzeba przeznaczyć ponad  godzinę.
Na zdjęciu niżej  wnętrze niepozornej tylko z zewnątrz groty, która znajduje się obok białych schodków. W środku prezentuje się tak kosmicznie…  Fotografia jest autorstwa  jednego z turystów – serdecznie dziękuję  za udostępnienie! 
Przeczytaj więcej…


Przewodnik po ZAKINTHOS cz. 1 – Chora – serce wyspy Zakinthos

 

     Zawsze kiedy miałam choć trochę wolnego czasu, dokładnie  wiedziałam co z nim zrobię. Piechotą, taksówką czy też autobusem, udawałam się do chory. Załatwiałam wszystkie najważniejsze sprawy, szłam na zakupy, a później przechadzałam się po mieście. I za każdym razem  nie mogłam się napatrzeć na błękit mieniącego się w słońcu morza, które ramuje chore  od wschodu. Punktualnie o godzinie 14 miasto chodziło spać. Aż do 18  trwało w popołudniowej drzemce. Wtedy też robiło się zupełnie cicho, tak jakby na głównej ulicy Aleksander Roma  nikt nie mieszkał. Tymczasem ja udawałam się do mojej ulubionej, zawsze tej samej kawiarenki.
     Ta kawiarenka znajduje  się gdzieś na środku głównej ulicy, dokładnie obok sklepu z prześliczną, ręcznie robioną ceramiką. Siadałam zawsze na zewnątrz. Były tam miękkie, białe fotele, w które człowiek cały się zapadał. Filiżanka kawy,  książka i przez tych kilka chwil mnie nie było.  Kto wie, być może jeśli wybieracie się na Zante, również traficie w to samo miejsce.
      [Słowo  chora  w języku greckim oznacza  największe miasto wyspy. Ta nazwa określająca stolice wyspy, funkcjonuje  nie tylko na Zakinthos. Chora jako nazwa stolicy wyspy jest na Zakinthos  używana najczęściej, z tego względu że stolica również nazywa się Zakinthos, co jest dość mylące.]
      Stolica wyspy nie zawsze od razu zachwyca. Wszystko  przez trzęsienie ziemi z 1953 roku.   7,2 stopni w skali Richtera i dodatkowo dziesięciodniowy pożar, co oznacza że  nie tylko chora, ale prawie cała wyspa została zrównana z ziemią. 12 sierpnia 1953  to najbardziej tragiczna data we współczesnych wydarzeniach wyspy. Już nigdy później  miasto Zakinthos nie odzyskało  swojej dawnej urody. Subtelnego piękna, harmonii oraz przede wszystkim atmosfery miasta, w którym dominowała wenecka architektura,  nie da się już niestety w pełni odtworzyć.
     Przez setki lat wyspa Zakinthos przechodziła z rąk do rąk, ulegając wpływom  francuskim czy też angielskim. Dopiero w 1864 roku na dobre połączyła się z Grecją. W tej  barwnej mozaice wpływów, najwyraźniejszy jest wenecki, ponieważ to właśnie Wenecjanie posiadali Zakinthos  przez ponad trzy wieki. Pomimo upływu lat i nawiedzających wyspę trzęsień ziemi, obecność kultury weneckiej jest nadal mocno wyczuwalna.
    Kiedy latem dzień jest upalny (a tak w Grecji jest latem zazwyczaj) niemalże całe centrum miasta można przejść chowając się przed ostrym słońcem. To dzięki genialnemu rozwiązaniu architektonicznemu dla tego klimatu, jakim są arkady. Przechodząc pod nimi jest się cały czas w cieniu i tak też chroniąc się przed słońcem, można spacerować po całym centrum miasta. Arkady, to również najbardziej  rzucająca się w oczy pamiątka po wpływie Wenecji.
      Co  warto zobaczyć, jeśli zawita się do chory? Doskonałym miejscem na rozpoczęcie spaceru po mieście jest plac Solomosa. Miejsce to wzięło swoją nazwę od twórcy hymnu Grecji. Dionizos Solomos jest najważniejszą  osobą, która na Zakinthos się urodziła. Jeśli będąc na placu stoicie tyłem do morza, po prawej stronie jest bardzo istotna  dla miasta budowla. To kościół św. Mikołaja z Molo, którego część zachowała się po ostatnim trzęsieniu ziemi. Tutaj ważna uwaga.   Dzwonnica  kościoła jest  wysunięta poza mury budowli. To charakterystyczna cecha przeważającej większości kościołów na Zante i kolejny ślad po wpływach Wenecji.
Plac Solomosa
    Idąc prosto w przeciwną stronę do morza,  już po kilku minutach znajdziecie się na najważniejszym miejscu miasta – placu św. Marka.
     Ten plac stanowi  centrum chory, jest również jej wizytówką. To właśnie tam zobaczyć można architekturę, która w najlepszy sposób oddaje  jak miasto wyglądało przed słynnym trzęsieniem ziemi. Budynki składają się z prostych brył, a ich dekoracja jest bardzo dyskretna. Wszędzie przy tym znajdują się  arkady. Całość charakteryzuje harmonia, ład i uporządkowanie.  W tak miłym dla oka otoczeniu, wszędzie dookoła tętni życie. W czasie sezonu turystów jest więcej niż stałych mieszkańców. Mimo tego, to właśnie tu, z dala od turystycznych kurortów, można zobaczyć prawdziwą Grecję. Pełno tu tawern, kawiarenek, najróżniejszych sklepów i sklepików.
Plac św. Marka  
 
     Kierując się na południe, w stronę głównego portu, równolegle do linii brzegowej morza, nie sposób nie trafić na największą  handlową ulicę Zakinthos – Aleksander Roma. To właśnie tam najlepiej udać się na wszelkiego rodzaju zakupy – od ubrań (w szczególności letnich butów),  po typowe dla tej wyspy smakołyki. Ulica Aleksander Roma to również doskonałe miejsce do wypicia tradycyjnie przyrządzanej, greckiej kawy. To właśnie na tej ulicy zobaczyć można tak charakterystyczny dla Ellady widok:  kilku starszych Greków godzinami dyskutujących ospale, przy kawach w mikroskopijnych filiżankach.
Ul. Aleksander Roma
     Mniej więcej w środku tej dość długiej ulicy znajduje się mały, niepozorny stoliczek. Stoi zupełnie niezależnie i wydaje się nie należeć do żadnej z kawiarenek. Nikt, jednak nigdy go stamtąd nie zabiera. Przy tym stoliczku naprzeciwko siebie, są dwa krzesła. Na środku blatu  leży tavli [tavli to najbardziej popularna w Grecji gra planszowa],  w które w cichym skupieniu prawie zawsze ktoś gra. Stoliczek pustoszeje w godzinach sjesty. Jednak jak  w zegarku już o  18, znów jest zajęty. Zawsze też po jego  bokach kilku mężczyzn, ze skupieniem na twarzy przygląda się  przebiegowi gry i być może czeka na swoją kolejkę.
     Idąc dalej można obrać dwie drogi. Można iść dalej główną ulicą, aż do placu św. Pawła, gdzie turyści zazwyczaj już nie zaglądają. Jest tam kilka małych, typowo greckich sklepików i to właśnie tam najlepiej jest kupować wszystko co związane jest z jedzeniem,  w szczególności fenomenalny na Zakinthos  chleb.
      Żeby dojść do kolejnego ważnego dla miasta budynku, można też iść ulicą   przy morzu i nacieszyć przy tym oczy widokiem jak  z marynistycznego obrazu. Idąc dalej dochodzi się do kościoła św. Dionizosa, czyli patrona wyspy. Warto wejść do środka, żeby zobaczyć jak wygląda typowa  prawosławna  świątynia w Grecji. Pomimo, że nie jest to katedra, to jeden z najbardziej okazałych kościołów  na wyspie. Tam też znajdują się relikwie jej patrona.
Kościół  św. Dionizosa
    Pewnie wychodząc  z  kościoła będziecie mieć ochotę na coś słodkiego?  Jesteście w idealnym miejscu! Tuż obok świątyni, naprzeciwko morza znajduje się kilka dość niepozornych kramików. To właśnie tam warto zbadać  co kryje się pod nazwami fituramandolatolukumades – ale o tym już dokładnie w następnym poście.
   Jeśli macie jeszcze trochę czasu i dysponujecie własnym pojazdem, warto udać się na wzgórze Bohali, gdzie widać  najpiękniejszą panoramę miasta. Jest tam również kilka  obowiązkowych przy takich widokach kawiarenek. Widok na chore  z dokładnie rozrysowanym planem  w skali 1 do 1 oraz roztaczające się tuż za granicami miasta  zielone wzgórze, to tylko skromna zapowiedź tego co Zakinthos  ma jeszcze w swojej ofercie.
 
Widok z Bohali
    Mimo, że w chorze  nie ma starych budynków czy tak charakterystycznych dla Grecji kolorowych krętych uliczek, naprawdę warto przespacerować się jej ulicami, nacieszyć się widokiem morza, zobaczyć  jak leniwie i spokojnie toczy się tu życie. Miasto jest całkiem nowe, ale ma  swój urok. Przyczyniły się do tego ślady po weneckim panowaniu, które nadal są tutaj tak żywe.   Te wpływy nie zawsze są jednak łatwo dostrzegalne. Będąc w mieście, warto  pobawić się w detektywa. Można odkryć w nim tak wiele…  weneckie źródło gdzieś w północnej części miasta, schowaną między budynkami rzeźbę anioła, czy też niewielkie  fragmenty starej posadzki, po której być może chodzili sami Wenecjanie.
Przeczytaj więcej…

Moje Zakinthos – wstęp

       Moja przygoda z Zakinthos zakończyła się już trochę  temu. Teraz wydaje mi się, że te około czterdzieści  dni spędzonych na wyspie, było zupełnie inną epoką. Mimo, że wina przywiezionego z wyspy jeszcze nie wypiliśmy, ten rozdział jest już zamknięty. Piękna lekcja. Niesamowita życiowa przygoda.

     Moja praca przewodnika po wyspie trwała ponad miesiąc. Nie sądziłam, że przez ten krótki okres zdołam nauczyć się aż tyle. Z tych doświadczeń będę korzystać w życiu zapewne nie jeden raz. Zdaje się, że jeszcze więcej dała mi sama wyspa. Codziennie  myśląc, jak bajeczny jest ten świat, miałam  szansę przebywać w najpiękniejszych jej miejscach.
    W założeniu moja praca powinna jeszcze trwać i zakończyć się razem z ostatnimi dniami września. Dlaczego więc zamiast spędzić na wyspie cztery miesiące,  zrezygnowałam sama już po pierwszym? Wszystko przecież tak bardzo mi się podobało, a  ja tak bardzo chciałam pracować. Na moją decyzję nie wpłynęła rzecz jasna ostatnia wypowiedź dziadka… ;)))
    Kiedy minął pierwszy etap entuzjazmu, że pracując mogę spełniać jedną z moich pasji, powoli i systematycznie zaczęło przychodzić  potworne zmęczenie. Jakiś czas później posłuszeństwa zaczęło odmawiać mi moje ciało i szybko zorientowałam się, że po prostu fizycznie nie wytrzymuje intensywności i ilości pracy. Każdy ma swoje życiowe priorytety. W moim przypadku na pierwszym miejscu stoi  zdrowie.
    Czasami, kiedy jadąc samochodem usłyszę przypadkiem piosenkę, którą graliśmy z Sakim w autobusie, potrafi zakręcić mi się łezka. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie, gdyby wszystko w życiu było oczywiste i biało – czarne, byłoby znacznie prościej, ale i… nudniej.

    Wracając jednak do sedna. Po miesiącu mojej pracy z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że wyspę znam niemalże jak  własną kieszeń. Jest przepiękna i niezwykle  interesująca. Dlatego właśnie chciałabym Wam o Zakinthos opowiedzieć.
    Ten post jest więc wstępem do całego cyklu poświęconego tylko i wyłącznie tej wyspie. Cykl ten będzie stanowić swoisty przewodnik o wszystkim co na Zakinthos warto zobaczyć. Posty będą odpowiednio rozłożone w czasie. A ostatni, zamykający przewodnik jako całość, pojawi się najprawdopodobniej przed następnymi wakacjami. Poza miejscami, smakami, zapachami, opowiem Wam również o fantastycznych ludziach, których miałam wielką przyjemność na Zakinthos spotkać. Z którymi przyszło mi rozmawiać, dyskutować, śmiać się, przyjaźnić, wspólnie jeść i pić, czasami nawet śpiewać, jak i pracować. Bo przecież  współczesne Zakinthos, poza pięknymi plażami i widokami, to przede wszystkim prawdziwi i piękni ludzie.

     Pierwszy post z nowego cyklu – już za kilka dni. Jako danie numer jeden – serce wyspy, jej stolica, czyli chora.
Przeczytaj więcej…

Zakinthos – pierwsze spojrzenie

 


 

     W płynięciu łodzią jest coś usypiającego. To trochę tak jakby leżało się  w wielkiej kołysce. Do brzegów Zakinthos dopłynęliśmy już prawie w nocy. Mimo kilku kaw, każdemu mimowolnie  zamykały się oczy. Im szybciej do łóżka tym lepiej. Następnego dnia musieliśmy wstać wcześnie rano.

     Kiedy stolica wyspy, czyli miasto Zakinthos, po raz pierwszy powiedziało mi „dzień dobry”, poczułam że  ma ono swoją  energię. Mimo że była dopiero końcówka kwietnia, wszędzie na ulicach słychać było angielski. Latem turystów będzie pewnie więcej niż samych Greków. Miasto  zalane było słońcem. Kawiarenki wypełnione ludźmi, którzy w spokoju  sączyli zimne kawy. Ktoś co chwilę trąbił. Ktoś się z kimś witał. Gdzieś dalej ktoś wybuchał śmiechem. Typowy pracujący dzień, samo południe.  Taką właśnie Grecję lubię najbardziej.  

     Po załatwieniu kilku spraw na mieście, udaliśmy się na przejażdżkę  po wyspie. Mieliśmy na nią  niecały dzień. Nie można więc było się ociągać. Cel pierwszy – plaża Xigia, gdzie zażywać można kąpieli siarkowych. Siarkę czuć  było już z oddali. No cóż… ten zapach nie przyciąga, ale dla zdrowia i urody czasem warto się poświęcić.  

    Po krótkiej pogawędce z właścicielami kawiarenki przy plaży, obraliśmy cel następny – Błękitne Groty. Wpłynięcie do nich łodzią było jeszcze niemożliwe. Tak więc… chwila  przerwy? Idealny moment na zimną kawę!  Cappuccino freddo (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/07/23/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-freddo-cappuccino-poniedzialek-23-lipca-2012/) króluje w Grecji każdego lata. W prawdziwe upały, które już się zbliżają, będzie działać wręcz kojąco.

        Miejsce, z którego Zakinthos słynie,  zostawione mieliśmy na sam koniec. Krótka przejażdżka po wyspiarskich drogach skręconych jak serpentyny  w karnawale, chwilę później  przystanek na niepozornym parkingu. Jakieś skały, dziko rosnąca trawa i niewielki stragan z  greckimi wyrobami: oliwa z oliwek, miód, różnego rodzaju zioła.

    -Ten facet ma najpiękniejsze „biuro” świata.  –  No cóż… Wyglądem to  raczej się nie wpasował. Mężczyzna przywitał się z nami i uśmiechnął się szeroko, prezentując brak dwóch zębów na przodzie. Całość jego image’u dopasowana była  do,  jakby nie było – szczerego uśmiechu.  Ale chwila, chwila… O co chodzi z tym jego „biurem”?

      Podeszłam do barierki, która znajdowała się za straganem. Nie miałam pojęcia, że znajdujemy się nad Zatoką Wraku. Słynne Navagio widać było tuż pod nami. Fajne, piękne, zachwycające… Te słowa to stanowczo za mało. Majestatyczności  tego miejsca nie oddaje nawet najlepsza fotografia. Turkus z szafirem  w najczystszej postaci, w spienionych falach uderzał o beżowo – biały piasek. Popielate skały o poszarpanej fakturze, ramowały rozsławiony na   cały  świat statek  jednej z pięciu najpiękniejszych plaż świata. Przestrzeń, jakby ten widok nigdzie się nie kończył. Ogrom, który jakby w tym miejscu dopiero co się rozpoczynał. Najczystsze piękno, w najprostszej postaci.

      Nie dziwie się ani trochę, że podpływając łodzią do Zatoki Wraku, niektórzy ludzie  mają łzy w oczach. W takich właśnie miejscach rzeczywiście można podjąć najważniejsze życiowe decyzje. Navagio  jest jednym z najpiękniejszych, najbardziej magicznych i nierealnych miejsc jakie w Grecji widziałam. Wrażenie – powalające, a przecież na Zatokę Wraku patrzyłam tylko przez chwilę. Od pierwszego czerwca, przez całe cztery letnie miesiące ta zatoka  będzie również i moim „biurem”. To między innymi tam będą powstawać  kolejne części „Sałatki”.

 ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!

     

     Do Cytrynowego Domu wracałam następnego dnia wczesnym rankiem.  Płynięcie łodzią czy też  promem, jest dla mnie najbardziej relaksującą formą podróży. Być unoszoną przez fale – to jest takie przyjemne. Kiedy wracałam, byłam  świadoma trzech ważnych rzeczy. Już od czerwca będę miała możliwość na włożenie mojej własnej cegiełki, w budowanie czegoś naprawdę wartościowego.  Navagio, czyli słynna Zatoka Wraku, jak najbardziej zasłużenie jest uznawana za jedną z najpiękniejszych plaż świata.  A ponadto… Czy wiedzieliście, że Messi, to nie kosmetyczna marka, tylko nazwisko znanego   piłkarza? ;)))

Plaża Xigia, gdzie można zażywać kąpieli siarkowych.
Stolica wyspy – miasto Zakinthos
Gdyby tak wszystkie mogły być moje… ;)))
Navagio, czyli słynna Zatoka Wraku
Przeczytaj więcej…